Zima nie puka do drzwi – ona już jest i po raczej ciepłej jesieni przyszło tąpnięcie pogody, a poranki zamieniły się w lodowate przypomnienie, że sezon grzewczy startuje na pełnych obrotach. Wiele domów dopiero teraz przestawiło ogrzewanie na tryb zimowy, a listy obowiązków – przegląd kotła, uzupełnienie zbiornika oleju, zakupy drewna – stały się pilniejsze niż poranna kawa.
Tegoroczny sezon grzewczy jest jednak szczególny, bo po raz pierwszy od kilku lat brakuje jakichkolwiek ulg energetycznych. W budżecie nie przewidziano już dopłat, które w poprzednich latach pomagały amortyzować szalejące rachunki. Koszty ogrzewania nie tylko nie spadły, a wzrosły dokładnie w momencie nadejścia ochłodzenia. Zakup 1000 litrów oleju opałowego to dziś wydatek średnio o 80 euro wyższy niż zaledwie miesiąc temu, a średnia cena napełnienia zbiornika sięga około 980 euro.
To poważna sprawa zwłaszcza dla około miliona gospodarstw domowych, które korzystają z oleju opałowego. To w dużej mierze domy starszych ludzi, często na terenach wiejskich, gdzie budynki są mniej efektywne energetycznie. Innymi słowy – tam, gdzie każda podwyżka jest odczuwalna podwójnie.
Firmy zajmujące się sprzedażą produktów grzewczych porównują obecną sytuację do „dynamicznej wyceny”, znanej z rynku biletów na koncerty czy z branży hotelarskiej: popyt rośnie, więc ceny idą w górę. Dystrybutorzy przerzucają odpowiedzialność na czynniki globalne – zwiększony popyt na świecie, ograniczenia wobec rosyjskich firm, rosnące koszty transportu. Zwracają też uwagę, że zapasy zazwyczaj wystarczają na mniej niż tydzień, a to oznacza, że ceny reagują niemal codziennie.
Sytuację komplikuje fakt, że w Irlandii Północnej – według danych branży – 1000 litrów oleju jest nawet o 300 euro tańsze niż w Republice. To różnica rzędu 40–45 procent na litrze. Rynki niby są połączone, ale portfele mieszkańców po obu stronach granicy zdecydowanie odczuwają tę zimę inaczej.
Osobną kwestią pozostają rachunki za prąd. Październik przyniósł podwyżki cen energii elektrycznej od największych dostawców – Energii, SSE Airtricity, Bord Gáis Energy i Flogas – mimo że hurtowe ceny prądu spadły rok do roku o 18,5 procent. Co więcej, hurtowe stawki są aż o 74 procent niższe niż w szczycie z 2022 roku, po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Na papierze wygląda to na okazję do oszczędności, ale na rachunkach – na zupełnie inny rozdział tej historii.
Dla milionów ludzi ta zima będzie testem domowych budżetów i nawet jeśli pogoda okaże się łagodna, ceny ogrzewania nie wykażą podobnej skłonności. Globalne trendy, lokalne strategie cenowe i brak ulg tworzą mieszankę, która okaże się trudna do przełknięcia dla wielu gospodarstw. Zima dopiero się zaczyna, a portfele…
Bogdan Feręc
Źr. Independent


