Na drogach łatwo wskazać winnych całego zła, czyli tych, którzy gnają jakby gonił ich sam Cernunnos, i tych, którzy wciśnięci w fotel udają, że czas płynie wolniej tylko dla nich. Od lat trwa kazanie o nadmiernej prędkości, ale oto w cieniu radarów wyrasta inny problem – kierowcy, którzy jeżdżą zbyt wolno. I wbrew temu, co sądzi wielu, ich styl jazdy potrafi stworzyć chaos równie groźny co brawura.
Ekspert ds. transportu Conor Faughnan znany z tego, że zwykle opowiada się za rozwagą i hamowaniem zapędów kierowców, tym razem mówi rzeczy, które brzmią jak przewrotka starej mądrości drogowej. Tłumaczy, że choć nadmierna prędkość to klasyczny winowajca, irlandzkie drogi coraz częściej cierpią z powodu ludzi prowadzących „znacznie wolniej niż inni”.
Faughnan mówi prosto: na drogach jednojezdniowych powolny kierowca staje się jak zator w tętnicy – niby nic wielkiego, ale w złych warunkach może doprowadzić do katastrofy. Jeśli na odcinku, gdzie obowiązuje 80 km/h, ktoś jedzie sześćdziesiątką, bo się stresuje, bo niepewny, bo uważa, że tak jest najbezpieczniej, to tworzy za sobą narastającą falę frustracji. Natomiast tam, gdzie rodzi się frustracja, zaraz wyrasta ktoś, kto uzna, że wyprzedzi „ten korek” bez względu na warunki i wtedy robi się naprawdę niebezpiecznie.
Rzecz jasna, winowajcą pozostaje ten, kto wykonuje ryzykowny manewr, ale, jak zauważa Faughnan, sytuację stworzył ktoś, kto jechał za wolno, mimo że droga i warunki nie wymagały takiej ostrożności. Ta dynamika jest jak z mechanika płynów, czyli zakłócenie jednego elementu rozlewa się po całym systemie.
Prawo też ma tu coś do powiedzenia. An Gharda Síochána przypomina, że jazda „bez należytej ostrożności i uwagi” jest wykroczeniem. Kara? Dwa punkty karne oraz 80 euro i nie chodzi wyłącznie o piratów, ale też o tych, którzy tworzą zagrożenie przez nadmierną ostrożność, więc mamy taki oksymoron drogowy, który jednak świetnie opisuje codzienność na irlandzkich drogach.
W praktyce sytuacja wymaga zdrowego tempa. Drogi to wspólna przestrzeń, gdzie wszyscy muszą poruszać się z prędkością adekwatną do warunków – nie tylko poniżej limitu, ale także nie przesadnie poniżej. Kierowca jadący jak widokówkowy turysta nie jest rycerzem bezpieczeństwa, gdy powoduje zamieszanie, sam staje się częścią problemu.
Powolni kierowcy nie zrobią sensacji w statystykach. Nie biją rekordów mandatów, ale potrafią generować sytuacje, które skrzeczą jak zardzewiała zawleczka. Dopiero teraz zaczyna się o tym mówić na poważnie, bo ruch drogowy jest jak orkiestra, kiedy jeden instrument gra nie w swoim tempie, cały utwór zaczyna brzmieć podejrzanie.
*
Warto ten tekst zakończyć myślą, jak z drogowego zen, bo nie chodzi o to, by jechać wolno czy szybko, tylko mądrze. Z drogami jest jak z miejskim życiem, tempo trzeba mieć, ale nie gubić rytmu. A ja nie mam pretensji do takich kierowców. Może dopiero uczą się jeździć, może mają gorszy dzień, a może po prostu, znają swoje ograniczenia.
Bogdan Feręc
Źr. News Talk
Fot. CC BY-SA 2.0 Bob Embleton


