Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Walizeczka niezgody. Kto ma rację w bitwie o bagaż podręczny?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Spór o bagaż podręczny urósł do rangi symbolu i większego konfliktu, bo kto naprawdę decyduje o kształcie podróżowania – pasażerowie czy linie lotnicze? Najnowsza odsłona tej batalii pokazuje, że interesy obu stron rozjechały się jak samoloty na równoległych pasach: lecą obok siebie, ale nie ma szans, żeby się spotkały.

Organizacja Airlines for Europe (A4E), do której należą m.in. Ryanair i właściciel Aer Lingus – IAG, stanowczo odrzuciła pomysł wprowadzenia bezpłatnego bagażu podręcznego. Argument? Podobno pasażerowie tego nie oczekują. A4E powołuje się na badanie YouGov, według którego ludzie wolą niską cenę biletu i dopłacanie za walizkę, niż droższy bilet z bagażem w pakiecie. Zaledwie 20% ankietowanych byłoby gotowych ryzykować dłuższe oczekiwanie na załadunek, gdyby mała walizka była automatycznie wliczona w cenę. Opinia przewoźników brzmi: „decyzja o darmowym bagażu jest niezgodna z preferencjami pasażerów”.

Dla linii lotniczych to nie tylko kwestia logistyki i czasu, ale też modelu ekonomicznego. Konkurują ceną podstawową, a każda dodatkowa usługa – od torby po wybór miejsca – jest okazją do przychodu. Im więcej „opcji dodatkowych”, tym większa swoboda kształtowania cen i zarabiania na dodatkach. Po drugiej stronie stoją europosłowie z Komisji Transportu i Turystyki. Zapowiadają, że będą bronić i rozszerzać prawa podróżnych – nie tylko w kwestii bagażu, ale też odszkodowań za opóźnienia. Według ich propozycji każdy pasażer powinien mieć prawo do:

Dla Parlamentu Europejskiego to kwestia zdrowego rozsądku – nikt nie powinien dopłacać tylko dlatego, że chce zabrać ze sobą podstawowe rzeczy na kilkugodzinny lot. Europosłowie podkreślają też, że podróżni są realnymi ludźmi, nie „elementami ładunku”, a każde opóźnienie lub ograniczenie praw ma ludzkie konsekwencje. Linie natomiast, a przy okazji walki o walizki, lobują też za zmianą przepisów EU261 dotyczących odszkodowań. Uważają, że trzygodzinny próg dla wypłat jest „arbitralny” i trudny do spełnienia operacyjnie. Proponują, by minimalny czas opóźnienia wynosił pięć godzin – wtedy, według ich wyliczeń, dałoby się uniknąć nawet 40% wypłat.

Europosłowie pozostają niewzruszeni: prawa pasażerów mają być utrzymane, a granice czasowe – nienaruszone.

Obie strony mówią w dobrej wierze – tyle że o zupełnie innych światach.

I niestety – obie strony mają rację. Jedni cenią niską cenę za podstawę, drudzy uważają, że podstawą powinien być komfort bez dopłat. Tych dwóch światopoglądów nie da się logicznie pogodzić, bo różnica leży w filozofii podróżowania. Jedni chcą wolności wyboru i płacenia „za to, co zabierasz”. Drudzy chcą wolności od kombinowania i poczucia, że bilet to bilet, a nie abonament na reklamówkę. Wynik? Pat. Linie lotnicze mówią, że „klienci tego chcą”. Parlament twierdzi, że „klienci tego potrzebują”, a pasażerowie siedzą w środku, z ręką na portfelu i butem na torbie.

I może właśnie tu jest cały problem: wszyscy mają rację, dlatego nikt nie wygra tej dyskusji.

Bogdan Feręc

Źr. Independent

Photo by Ameya Khandekar on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version