Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

W Polsce jeszcze tego nie rozumieją. Młodzi politycy zmieniają krajobraz Irlandii

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Jeszcze kilka lat temu ich obecność na listach wyborczych była ciekawostką. Dziś są już nie tylko na plakatach – są w radach miast i hrabstw, ale przede wszystkim są w debacie publicznej. Młodzi Irlandczycy często mający zaledwie 20–25 lat, coraz wyraźniej zaznaczają swoją obecność w polityce. To coś więcej niż trend. To sygnał głębszej zmiany społecznej – a może zapowiedź nowego porządku.

W zeszłym roku zaskakująco liczna grupa bardzo młodych kandydatów zdobyła mandaty w wyborach lokalnych. Wielu z nich prowadziło kampanie samodzielnie – z ograniczonym budżetem, bez zaplecza partyjnego, za to z ogromnym zaangażowaniem. Chodzili od drzwi do drzwi, niekiedy spotykając się z niedowierzaniem. W wieku 21 czy 22 lat nie zawsze wyglądali „jak politycy”, ale to właśnie ten kontrast między wyglądem a kompetencją stał się ich największym atutem.

Ich historie mają wiele wspólnego. To często młodzi ludzie, którzy zaczynali od pracy społecznej, aktywizmu, działalności na rzecz spraw lokalnych – od kryzysu mieszkaniowego po kwestie zdrowia psychicznego czy klimatu. Wychowani w cieniu wielkiej recesji i zawiedzionych obietnic polityki tradycyjnej, nie czekali, aż ktoś rozwiąże ich problemy. Postanowili rozwiązywać je sami.

Radykalizm nowego pokolenia?

W rozmowach z tym pokoleniem jedno zdanie powraca jak mantra: „cierpliwość się kończy”. Młodzi politycy nie mają złudzeń, że zmiana przyjdzie sama. Ich postulaty są często bardziej zdecydowane niż te, które głoszą starsi koledzy z partii: natychmiastowe inwestycje w mieszkalnictwo publiczne, radykalna reforma ochrony zdrowia, konkretne działania na rzecz klimatu, w tym ograniczenia dla dużych korporacji. Nie są to jednak puste hasła – za ich propozycjami stoją doświadczenia codzienności: życie w wynajmowanych pokojach, walka z rosnącymi czynszami, dostępność usług zdrowotnych, które często okazują się iluzoryczne.

Ale za radykalizmem kryje się realizm. Młodzi politycy, choć niekiedy gniewni, nie są rewolucjonistami w klasycznym sensie. Wiedzą, że bez dialogu i kompromisu zmiana nie nastąpi. Dlatego szukają nowych form komunikacji – blisko społeczności, z której się wywodzą. Dla wielu z nich polityka zaczęła się od sąsiedzkich zebrań, grup facebookowych, lokalnych protestów i tam wciąż tkwi ich siła – w bezpośrednim kontakcie z wyborcą.

Mój komentarz: Czy to już zmiana pokoleniowa?

Trudno nie zadać sobie tego pytania. Czy to, co obserwujemy, to chwilowe poruszenie, czy może początek trwałego przewrotu generacyjnego w irlandzkiej polityce?

Wszystko wskazuje na to drugie. Dotychczasowe elity – choć wciąż silne – tracą monopol na autorytet. Młode pokolenie nie tylko wchodzi do polityki, ale robi to na własnych warunkach. Nie stara się przypodobać tradycyjnemu wyborcy, lecz przyciąga nowego – rozczarowanego, niedoreprezentowanego, często wcześniej niegłosującego. Dla wielu młodych wyborców to właśnie rówieśnicy stają się dziś głosem rozsądku – nie z braku doświadczenia, ale z jego szczególnego rodzaju: doświadczenia życia w kraju, który obiecywał stabilność, a zaoferował niepewność.

To pokolenie nie będzie czekać dekady na swoją kolej. Ma świadomość, że zmiana musi przyjść teraz – albo nie przyjdzie wcale. Jeśli więc mówi się dziś, że polityka potrzebuje świeżej krwi, to Irlandia właśnie dostaje jej całą transfuzję.

A reszta kraju? Może się zdziwić, jak szybko młodzieńcza niecierpliwość zmienia się w sprawczość.

Kończąc, mogę chyba dodać, że Micheál Martin, Simon Harris, Mary Lou McDonald i inni liderzy ugrupowań politycznych, powinni zacząć się obawiać tych politycznych „młodych wilków”. I słusznie.

Bogdan Feręc

Źr. Independent

Photo by Christian Wiediger on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version