Ceann Comhairle Dáil Éireann, czyli spiker irlandzkiego parlamentu (Marszałek Sejmu w polskiej nomenklaturze) Verona Murphy postanowiła rozprawić się z tym, co uznaje za jedno z największych zagrożeń dla współczesnej demokracji – fałszywymi profilami w mediach społecznościowych. Jej zdaniem nie tylko zatruwają one debatę publiczną, ale stwarzają także realne zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli i polityków.
W programie The Week in Politics na antenie RTÉ Murphy mówiła o konieczności „odpolitycznienia” problemu gróźb i nadużyć w internecie. Zapowiedziała, że chce zaprosić liderów wszystkich partii do rozmów, które miałyby doprowadzić do wypracowania wspólnego stanowiska i w konsekwencji – nowych regulacji prawnych. Wybrana z okręgu Wexford Murphy podkreśla, że liczba i powaga gróźb wobec polityków rośnie w alarmującym tempie. W jej opinii nie chodzi wyłącznie o przedstawicieli władzy – problem dotyka również całego społeczeństwa, w tym dzieci nękanych w internecie, które w skrajnych przypadkach rozważają samobójstwo.
W podobnym tonie niedawno wypowiedział się wicepremier Simon Harris, mówiąc o „groźbach przerażającej, niewypowiedzianej przemocy” kierowanych wobec jego rodziny.
W swoim wcześniejszym wystąpieniu w Dáil Verona Murphy stwierdziła, że konieczne są przepisy chroniące prawo do dobrego imienia, ponieważ anonimowość w sieci pozwala na bezkarne rozpowszechnianie fałszywych narracji. – To nie ma nic wspólnego z wolnością słowa – podkreślała. Jej zdaniem fałszywe profile w mediach społecznościowych są dziś plagą, której skala uniemożliwia skuteczne przeciwdziałanie. Murphy widzi swoją rolę jako swego rodzaju „przewodniczącej rady związkowej” parlamentarzystów – osoby, która powinna zapewnić im nie tylko przestrzeń do pracy, ale też ochronę przed coraz bardziej niebezpiecznym zjawiskiem cyberprzemocy.
*
Irlandzka debata nie jest wyjątkiem, ponieważ politycy w całej Europie coraz częściej przedstawiają internet jako pole walki z „fake newsami”, „dezinformacją” czy „szkodliwymi narracjami”. Wspólny mianownik jest zawsze ten sam – gdy treści pasują do politycznej linii rządzących, stają się „informacją”, gdy zaś się nie zgadzają – dostają łatkę „dezinformacji”. I tu właśnie pojawia się niebezpieczeństwo. O ile trudno nie zgodzić się, że groźby karalne czy nękanie muszą być ścigane, o tyle granica między ochroną przed przemocą a kontrolą wolności słowa staje się coraz cieńsza. Dziś politycy mówią o „fałszywych profilach”, jutro mogą mówić o „fałszywych opiniach”.
W mojej opinii Verona Murphy przedstawia swoją inicjatywę jako walkę o bezpieczeństwo obywateli i poszanowanie prawa do dobrego imienia. Jednak w szerszej perspektywie nie sposób nie zauważyć, że w Europie coraz częściej to politycy decydują, które informacje są prawdziwe, a które fałszywe. To oni rozstrzygają, co jest „zagrożeniem dla społeczeństwa”, a co „konstruktywną krytyką”.
Historia wielokrotnie pokazuje nam, że tam, gdzie władza zaczyna regulować prawdę, wolność słowa zawsze przegrywa, a w internecie – niezależnie od tego, czy ktoś pisze z Wexford, Warszawy czy Brukseli – wolność wypowiedzi jest ostatnią linią obrony przed światem, w którym jedyną prawdą jest ta zaakceptowana przez rządzących.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Fot. Kadr z nagrania RTE