Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Unia odsłoniła miękkie podbrzusze. Orban obnaża słabość Unii w nowym porozumieniu USA-UE

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Wiktor Orbán znów trafił w punkt. Premier Węgier, który od lat ostrzega przed słabością i politycznym oderwaniem brukselskich elit od rzeczywistości, tym razem nie krył irytacji wobec porozumienia taryfowego zawartego pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. W niedzielę w szkockiej posiadłości Trumpa doszło do rozmów pomiędzy prezydentem USA Donaldem Trumpem a przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Efekt? Jednostronna kapitulacja Europy podana w srebrnej misie jako sukces „dialogu transatlantyckiego”.

Trump zjadł Urszulę na śniadanie” – skomentował obrazowo Orbán w rozmowie z Balázsem Nemethem, jednym z najpopularniejszych dziennikarzy na Węgrzech. To nie tylko złośliwa metafora. To polityczny akt oskarżenia wobec instytucji europejskich, które po raz kolejny – według Orbána – zachowały się jak amator ringu na spotkaniu z zawodowym bokserem.

Unia Europejska: negocjator wagi lekkiej

Orbán nie pozostawił suchej nitki na von der Leyen, którą określił jako „negocjatora wagi lekkiej”, przeciwstawiając ją „negocjatorowi wagi ciężkiej”, czyli Trumpowi. I rzeczywiście: podczas gdy Amerykanie schodzą z pierwotnych 30% ceł na towary europejskie do 15%, Unia Europejska zgadza się nie tylko na brak jakichkolwiek ceł na towary z USA, ale i – według doniesień – obiecuje zakupy na setki miliardów euro w amerykańskim przemyśle energetycznym i zbrojeniowym.

Oznacza to w praktyce transfer gigantycznych środków z Europy do USA – bez żadnych realnych zabezpieczeń, bez mechanizmów kontroli i bez demokratycznej legitymacji. „Kto dokona tych inwestycji?” – pyta Orbán. – „W czyim imieniu zostanie udzielona ta zgoda? Kto da na to pieniądze?” Nie pyta złośliwie, a pyta jak polityk, który musi odpowiadać przed własnymi obywatelami.

Cła, gaz i atom – czyli prezent dla USA

Obniżenie ceł z 30% do 15% samo w sobie mogłoby być uznane za sukces – gdyby nie fakt, że UE w zamian zobowiązała się do bezcłowego importu z USA oraz zakupu amerykańskiego LNG i paliwa jądrowego. Mowa o olbrzymich kwotach, sięgających „setek miliardów euro”, jak donosiły media po spotkaniu. Problem w tym, że o tych inwestycjach nikt w Europie nie rozmawiał – ani w Radzie Europejskiej, ani w parlamentach narodowych. Decyzję miała podjąć jednoosobowo von der Leyen. W dodatku – bez realnego zaplecza wykonawczego.

Orbán słusznie zauważył absurd: „Komisja Europejska nie ma armii”, a mimo to zobowiązuje się do zakupu broni ze Stanów Zjednoczonych. Tylko kto tę broń odbierze? Kto będzie płacił? Kto zagwarantuje, że nie będzie to kolejna „z góry przegrana” strategia importu sprzętu z USA, który nigdy nie zostanie właściwie zintegrowany z europejskimi siłami zbrojnymi?

Polityka pod dyktando zewnętrzne

Z perspektywy Orbána – i nie tylko jego – mamy do czynienia z układem, który przypomina bardziej akt jednostronnego podporządkowania niż równoprawne partnerstwo. Węgierski premier przypomina, że nawet Wielkiej Brytanii udało się ostatnio wynegocjować lepsze warunki handlowe z USA, mimo że nie korzysta już z „tarczy” wspólnego rynku. Unia natomiast, w całym swym technokratycznym zadufaniu, oddała wszystko, co miała: cła, rynek, pieniądze i – być może – suwerenność energetyczną.

Nawet jeśli intencje były szlachetne (zmniejszyć zależność od Rosji), to sposób realizacji budzi poważne zastrzeżenia. Kupowanie droższego amerykańskiego gazu skroplonego czy paliwa jądrowego nie czyni Europy bardziej niezależną – czyni ją zależną od innego mocarstwa. I to takiego, które nie ukrywa, że interesy USA są ponad wszystko. Czy Europa naprawdę sądziła, że Trump – nawet jeśli dziś nieformalnie – będzie negocjował z myślą o dobrobycie mieszkańców Lizbony czy Budapesztu?

Orbán: Europa musi odzyskać stery

Orbán od lat powtarza, że Europa traci sterowność. Bruksela decyduje za plecami państw członkowskich, a decyzje podejmowane przez Komisję Europejską są często nieprzejrzyste i oderwane od realnych interesów narodowych. Umowa z Trumpem jest – według niego – tego dobitnym przykładem. I choć niektórzy mogą postrzegać wypowiedzi Orbána jako populistyczne czy konfrontacyjne, warto zauważyć, że jego diagnozy coraz częściej trafiają na podatny grunt nie tylko na Węgrzech, ale i w innych krajach członkowskich.

W rzeczywistości pytania, które zadał Orbán, powinny być dziś zadane przez każdego lidera europejskiego:
Kto wyraził zgodę na inwestycje warte setki miliardów euro?
Kto zdecydował, że UE zrezygnuje z ceł na amerykańskie towary?
Kto zatwierdził zakup amerykańskiej broni i energii?
Na jakiej podstawie Ursula von der Leyen mówi w imieniu wszystkich Europejczyków, gdy nie reprezentuje żadnego z państw?

Europa – imperium technokratów bez wojska i legitymacji

Obecna sytuacja przypomina do złudzenia relacje z czasów kolonialnych: bogatsze i bardziej agresywne państwo narzuca warunki handlowe, w zamian oferując „ochronę” – tym razem energetyczną i militarną. A reprezentujący „kolonie” urzędnicy europejscy podpisują umowy, nie posiadając ani wojska, ani zaplecza finansowego, ani nawet pełnej zgody państw członkowskich. Orbán pokazał, że Unia Europejska – jeśli nie zacznie działać w sposób suwerenny i demokratyczny – pozostanie jedynie zbiorowym płatnikiem i klientem wielkich potęg. Nie będzie zaś ani partnerem, ani graczem.

Polityczna gorzka lekcja ze Szkocji

Szkockie negocjacje Trump–von der Leyen nie były sukcesem dyplomacji. Były kolejnym dowodem na bezradność unijnej biurokracji wobec świata, który nie działa już według salonowych reguł. Orbán może irytować, ale mówi prawdę: „Trump zjadł Urszulę na śniadanie”, bo mógł a mógł, bo Europa oddała nóż i widelec, zanim podano przystawkę.

To już nie jest czas na konferencje prasowe i mgliste komunikaty o „wspólnej przyszłości”. To czas, by zapytać, kto naprawdę podejmuje decyzje w Europie. Bo dziś – jak pokazuje Szkocja – wygląda na to, że nie są to Europejczycy.

*

Nawet nie będę już przytaczał słów byłego prezydenta Federacji Rosyjskiej Dmitrija Miedwiediewa, który w jakże celny sposób ocenił podpisaną umowę, a parafrazując jego słowa, można stwierdzić, że Europy już nie ma, bo stała się częścią USA.

Bogdan Feręc

Źr. Agencja Informacyjna TASS

Photo by Solal Ohayon on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version