Ulica jest jeszcze spokojna
Spokojna, ale zaczyna być słyszalny pomruk niezadowolenia, a wychodzące na światło dzienne sprawki tej władzy, powoli zmieniają podejście do koalicji rządzącej i poszczególnych partii, które ją tworzą.
Ostatnie dwa tygodnie poświęciłem na rozmowy z rodowitymi mieszkańcami wyspy, a zagadywałem każdą osobę, jaka wpadła mi ręce, by mieć najpełniejszy z możliwych obrazów, jak Irlandczycy, oceniają aktualnie sprawujących władzę? Zaskoczenie może przyjść dosyć szybko, bo już podczas najbliższych wyborów i na ocenę ugrupowań rządzących, nie ma zbyt dużego wpływu pandemia, a sposób postępowanie polityków.
Dużo gorzkich słów padło pod adresem „złotoustego Leo”, który nadal bryluje na salonach, chociaż przez dużą część moich rozmówców, uznany został za polityka skompromitowanego. Nie można jednak powiedzieć, by obecny wicepremier Leo Varadkar, nie miał zwolenników, ale i ci, nie mówili o nim już z takim entuzjazmem, jak było to jeszcze rok temu. Sprawki szefa Fine Gael, które są obecnie kwestiami społecznymi, bo zostały ujawnione, to jedna strona całej sprawy, gdyż Irlandczycy negatywnie oceniają również postępowanie całego ugrupowania, a to, widzi chyba utratę poparcia i zaczęło obstawiać się ludźmi w terenie, podejmując próby, niekiedy nawet skuteczne, obsadzania „swoimi”, teoretycznie, mało znaczących stanowisk. Jakby tego było mało, opozycja z Sinn Féin, ustawiła celownik na Varadkara i kierowaną przez niego partię i co jakiś czas, ujawnia kolejne powiązania polityków Fine Gael z biznesem. To z kolei całkowicie przestało podobać się rodowitym mieszkańcom wyspy, jak i trwający, czy nawet rozwijający kryzys mieszkaniowy, więc jeszcze spokojnie, w prywatnych rozmowach, ale zmieniają stopniowo punkt poparcia, co może oznaczać dla Fine Gael, że z wyborów wyjdzie z dużą stratą.
O Fianna Fáil mało kto już mówił, bo dewaluacja poparcia jest na takim poziomie, że niektórzy z wyrażających opinie zastanawiali się, czy sondaże, oddają rzeczywisty obraz sytuacji. Część z rozmówców stwierdziła, iż Fianna Fáil, ma wręcz marginalne poparcie społeczne i zagłosuje na nią, wyłącznie twardy elektorat, czyli jakieś 11%.
Śmiech to ten był najczęstszą odpowiedzią na pytania o Green Party i jej polityczną potęgę, a w większości twierdzono, że najlepiej byłoby, żeby zeszli ze sceny, kiedy mają jeszcze te swoje 4 do 5 procent. Tu najgorsze oceny skierowane były pod adresem lidera Eamona Ryana, bo to on swoją twarzą i pomysłami w zakresie oczyszczania środowiska, najbardziej wzburza opinię publiczną. Ciekawostką jest, że osoby wypowiadające się o Green Party, chętniej widziałyby na stanowisku szefa Zielonych Catherine Martin, więc wiceprzewodniczącą partii i uważana jest ona za osobę mającą „więcej rozsądku” od obecnego lidera Partii Zielonych. Sam Eamon Ryan raczej nie może liczyć na poklask społeczny, bo mówi się o nim, że zachłysną się stanowiskiem rządowym i wymyśla bardzo dziwne rzeczy.
Zapytałem też, w jakim kierunku iść będą więc wybory moich interlokutorów, a i tu nie było zaskoczenia, albowiem częściej spogląda się obecnie w kierunku Sinn Féin, niż innych ugrupowań partyjnych. Ciekawą opcją dla niewielkiej grupy osób była partia Aontú, ale mówili, iż jest jeszcze zbyt słaba, żeby pokonać hegemonów i dać wiarę w odebranie części władzy triumwiratowi.
W przypadku Sinn Féin i to też należy podkreślić, bo irlandzka prasa o tym raczej nie informuje, poparcie jest specyficzne, gdyż nie ma pełnej woli poparcia, a jest wyłącznie chęć oderwania od stołków Fine Gael i Fianna Fáil. To z kolei może sugerować, że polityczne trzęsienie ziemi, jakie jest na wyspie całkiem możliwe, będzie krótkotrwałe, bo o ile Sinn Féin, które otrzyma ewentualny mandat do tworzenia rządu, ten zmarnuje, i nie poradzi sobie z rozwiązywaniem najpilniejszych problemów, po kolejnej kadencji, władzę utraci. Oczywiście o ile w ogóle tak się stanie, to ugrupowaniu Mary Lou McDonald, przyjdzie rządzić w koalicji, a i w trudnym gospodarczo okresie, więc do sukcesu, będzie bardzo daleko, a droga do kolejnej kadencji w rządzie, nie będzie usłana różami.
Niestety wśród głosów, jakie pojawiały się podczas moich przepytywań, niewiele było tych, które mogłyby kierować preferencje polityczne w kierunku tzw. planktonu, więc ani Socjaldemokracja, ani Partia Pracy, ani też żadna inna mała partia, nie może liczyć, na skokowy wzrost poparcia.
Najcenniejsze w ostatnich tygodniach były dla mnie rozmowy z lokalnymi przedstawicielami władzy, bo wszyscy zgodzili się odpowiedzieć na pytania, ale stawiali warunki. Tymi najczęściej było zachowanie anonimowości i twierdzili, że jest zbyt daleko do jakichkolwiek wydarzeń związanych z wyborami, aby z odpowiedzialnością mówić o przyszłych wynikach. Nazwany też zostałem manipulatorem, kiedy zinterpretowałem wypowiedź znanego w Galway wykładowcy jednej z uczelni, ale cóż, zarówno on, jak i ja mieliśmy do tego prawo, a nadal pozostaliśmy znajomymi, chyba nawet całkiem dobrymi, chociaż zabronił mi opublikować opinię, którą miałem jakoby przekręcić. Tak też się stało, więc nic z jego słów, nie zostało użyte w tym felietonie, ale przyznam, że słowa doktora, do tej pory krążą w moich myślach, bo były stanowiskiem, któ®ego dawno nie słyszałem.
Ogólnie rzecz jednak ujmując, najchętniej wypowiadali się przeciwnicy obecnego układu rządzącego Irlandią, a ich opinie wskazywały, że trzy partie rządzące, nie mogą i to już teraz, mieć absolutnie żadnej pewności, iż kolejne wybory, okażą się dla nich udane. Najwięcej szans na zachowanie sporego poparcia ma jednak Fine Gael, ale wiele osób stwierdziło i to z przekonaniem, że nie powtórzy wyniku wyborczego z lutego 2020 roku.
Niektóre z opinii, osób prywatnych, najczęściej moich znajomych, były bardzo ostre i z pełną szczerością mówili, że najchętniej, pozbyliby się obecnej klasy politycznej z wyspy, a i dodawali, że w sposób znany z zamierzchłej historii kraju, cokolwiek miało to znaczyć.
Bogdan Feręc