Statystyki i badania jednoznacznie wskazują: mężczyźni odwlekają wizyty lekarskie częściej niż kobiety, szczególnie gdy chodzi o problemy intymne – ukryte, zawstydzające, lecz mogące mieć poważne konsekwencje zdrowotne. W Irlandii i na całym świecie kultura męskiej odporności i niezależności powoduje, że kontakt z lekarzem bywa traktowany nie jako element profilaktyki, lecz jako oznaka słabości. W efekcie wielu mężczyzn rezygnuje z badań, nie rozmawia o swoich objawach, a tym bardziej nie porusza tematów związanych z seksualnością.
Niechęć do lekarzy nie wynika z braku świadomości, lecz z całego zestawu emocji i przekonań. Przede wszystkim wielu mężczyzn ogarnia autentyczny lęk przed diagnozą – wolą nie wiedzieć, niż zmierzyć się z potencjalnie złymi wiadomościami. Ten mechanizm obronny bywa podświadomy, ale niezwykle silny. Drugim ważnym powodem jest tzw. syndrom superbohatera. Wielu mężczyzn nosi w sobie przekonanie, że „muszą być silni”, że nie wypada im okazywać słabości, że choroba to coś, co przytrafia się innym – słabszym. Taki obraz siebie sprawia, że wizyta u lekarza wydaje się czymś wstydliwym, niemal hańbiącym.
Dochodzi do tego jeszcze bariera psychologiczna, związana ze wstydem. Mówienie o problemach z erekcją, nietrzymaniem moczu czy bólem jąder wymaga przełamania tabu, które w wielu kręgach męskiej tożsamości nadal funkcjonuje. W efekcie rozmowy o zdrowiu seksualnym są unikane, nawet w sytuacjach, które obiektywnie wymagają interwencji medycznej.
W Irlandii ten wzorzec zachowań ma swoje szczególne uwarunkowania. Według danych organizacji Men’s Health Forum in Ireland większość mężczyzn odwleka kontakt z lekarzem nawet wtedy, gdy objawy utrzymują się tygodniami. Mężczyźni rzadziej wykonują badania profilaktyczne niż kobiety, a wśród młodszych dorosłych dominuje przekonanie, że „to jeszcze nie czas na lekarzy”.
Z badań wynika również, że tylko niewielki odsetek mężczyzn wykonuje samobadanie jąder, a badania prostaty czy testy na obecność chorób przenoszonych drogą płciową należą do rzadkości. Brakuje zarówno świadomości, jak i poczucia, że to „w porządku” rozmawiać o takich tematach. To zresztą nie dotyczy wyłącznie pacjentów – również lekarze często pomijają seksualne aspekty zdrowia podczas rutynowych konsultacji. W Irlandii 70% lekarzy pierwszego kontaktu przyznaje, że nie porusza z pacjentami kwestii życia intymnego – z braku czasu, z obawy, że pacjent nie jest gotowy, albo po prostu dlatego, że nie są do tego szkoleni.
Seksualność wciąż pozostaje tematem trudnym do rozmowy, szczególnie dla mężczyzn wychowanych w przekonaniu, że „prawdziwy facet nie jęczy i nie pyta”. Dla wielu mężczyzn już samo przyznanie się do problemu z potencją, popędem seksualnym czy kontrolą nad funkcjami fizjologicznymi jest uderzeniem w ich poczucie męskości. To poczucie wstydu staje się skuteczną barierą dla profilaktyki i leczenia.
Nie pomaga też to, że w Irlandii – podobnie jak w wielu krajach – temat zdrowia seksualnego w przestrzeni publicznej nadal jest obecny głównie w kontekście kobiet. Mężczyźni nie mają tylu kampanii edukacyjnych skierowanych specjalnie do nich, brakuje im wzorców otwartej rozmowy o ciele, zdrowiu i emocjach.
Skutki tego milczenia są realne. Opóźnione wizyty lekarskie prowadzą do późnych diagnoz chorób przewlekłych, takich jak cukrzyca, choroby serca, nowotwory, a także poważnych zaburzeń funkcji seksualnych, które mogłyby być leczone we wczesnym stadium. Brak profilaktyki ma też bezpośrednie przełożenie na średnią długość życia. W Irlandii i wielu krajach zachodnich mężczyźni żyją średnio o pięć lat krócej niż kobiety, a powodem nie są geny – lecz ignorowane symptomy, brak profilaktyki i opóźnione leczenie.
W badaniach społecznych prawie połowa mężczyzn przyznaje, że doświadcza jakiegoś rodzaju dysfunkcji seksualnej, ale tylko niewielka część z nich kiedykolwiek podjęła rozmowę na ten temat z lekarzem. Aż 60% nigdy nie wykonało testu na obecność chorób wenerycznych, choć wielu przyznaje, że prowadziło ryzykowne życie seksualne. W połączeniu z brakiem edukacji i niewiedzą o bezobjawowych zakażeniach – tworzy to wybuchową mieszankę.
Przełamanie tego schematu wymaga zmiany kultury. Mężczyźni muszą usłyszeć, że rozmowa o zdrowiu nie jest przejawem słabości, ale odwagi – jest też całkiem normalną kwestią poruszaną w gabinecie lekarskim. Że pójście do lekarza to akt odpowiedzialności, nie porażki. Potrzebna jest edukacja – zarówno pacjentów, jak i lekarzy. Lekarze rodzinni powinni być szkoleni, jak rozmawiać o problemach intymnych z mężczyznami, bez zażenowania i bez oceniania. Równolegle społeczeństwo musi tworzyć przestrzeń, w której temat zdrowia seksualnego mężczyzn przestanie być tabu.
Kampanie społeczne takie jak Movember, a promujące badania w kierunku raka jąder i prostaty, pokazują, że zmiana jest możliwa, ale to dopiero początek. Potrzebne są też działania oddolne – rozmowy w rodzinach, otwartość w związkach, świadomość u nauczycieli i trenerów. Nie można zostawiać mężczyzn samych z ich lękami i stereotypami. Potrzeba odwagi – tej prawdziwej, która nie polega na milczeniu, ale na gotowości do zadbania o siebie.
Bogdan Feręc
Źr. News Talk