Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Twarz jako bilet wstępu do internetu? Biometryczna weryfikacja wieku w mediach społecznościowych – postęp czy początek epoki cyfrowego nadzoru?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

W świecie, w którym selfie to waluta społecznego uznania, a smartfony są przedłużeniem dłoni, technologia rozpoznawania twarzy wkracza na kolejny poziom. Tym razem nie chodzi jednak o odblokowanie telefonu czy automatyczne oznaczanie znajomych na zdjęciach. Mowa o biometrycznym skanowaniu twarzy jako sposobie na… potwierdzenie wieku użytkowników mediów społecznościowych.

Politycy – począwszy od Australii, przez Niemcy i Francję, aż po Irlandię – coraz poważniej traktują postulat odcięcia dzieci i młodzieży od niektórych przestrzeni internetu. Wspierani przez badania i apele środowisk medycznych, domagają się obowiązkowego zapewnienia wieku na platformach społecznościowych, a biometryka jawi się jako odpowiedź na wyzwania cyfrowego wieku. Czy jednak rozwiązanie, które jeszcze dekadę temu uznalibyśmy za rodem z dystopijnego filmu, dziś rzeczywiście powinno stać się normą?

Na czele cyfrowej rewolucji stoi brytyjska firma Yoti, która twierdzi, że jej technologia rozpoznawania twarzy potrafi z niezwykłą precyzją oszacować wiek użytkownika. Jak? Poprzez „selfie na żywo”, które aplikacje analizują bez potrzeby przechowywania danych osobowych. Margines błędu wynosi – według producenta – średnio 1,3 roku dla młodzieży w wieku 13–17 lat i 2,2 roku dla osób dorosłych. Co więcej, technologia ma być rzekomo lepsza od ludzkiego osądu i odporna na manipulacje obrazami generowanymi przez sztuczną inteligencję.

Systemy te są już testowane przez rządy (jak w Australii), a platformy takie jak Instagram wykorzystują je do ograniczania funkcji dostępnych dla niepełnoletnich, np. transmisji na żywo. Problem w tym, że nie zawsze działa to jak powinno.

Edel Lawless – irlandzka influencerka, w wieku 18 lat nie przeszła testu wieku na TikToku. Jej twarz została uznana za zbyt dziecięcą, by uzyskać dostęp do funkcji live streamingu. Musiała zatem przesłać dokument tożsamości, a więc jednak udostępnić dane, mimo że system miał tego unikać.

To nie jest odosobniony przypadek. Nawet jeśli oprogramowanie „w większości przypadków” działa dobrze, weryfikacja wieku na podstawie twarzy pozostaje technologią statystyczną. Zawsze będą błędy – fałszywe pozytywy i negatywy. I to właśnie tutaj zaczynają się dylematy.

Zwolennicy biometryki podkreślają jej potencjał: prosta w użyciu, szybka, bez konieczności podawania dokumentów – to wszystko brzmi atrakcyjnie, szczególnie w obliczu coraz młodszych dzieci wchodzących w świat TikToka i Instagrama. Problem polega na tym, że droga do bezpieczniejszego internetu może prowadzić przez bardzo niebezpieczne skrzyżowanie prywatności i kontroli.

Ella Jakubowska z European Digital Rights ostrzega, że normalizacja skanowania twarzy – nawet jeśli dane nie są przechowywane – to ryzykowny precedens. Historia zna przypadki, gdy systemy biometryczne zawodziły, szczególnie w przypadku osób o innym kolorze skóry, płci czy wieku niż te dominujące w zbiorze uczącym algorytmu. Jakubowska dodaje, że próba technologicznego „odcięcia” dzieci od internetu to złudne rozwiązanie – w praktyce może skutkować tym, że młodzi użytkownicy przeniosą się do dark webu, korzystając z szyfrowanych przeglądarek i anonimowych narzędzi, o wiele trudniejszych do moderowania.

Zwolennicy technologii, jak CEO Yoti Robin Tombs, przekonują, że ochrona prywatności stoi u podstaw całej architektury ich systemu. Selfie nie są przechowywane, dane są niszczone, a wymogi regulatorów są rygorystyczne. Jednak pytania pozostają: kto będzie kontrolował kontrolujących? Czy użytkownik ma jakąkolwiek gwarancję, że jego dane – nawet jeśli tymczasowe – nie zostaną kiedyś użyte przeciwko niemu?

Organizacja Big Brother Watch idzie dalej, twierdząc, że biometryczne bramki wiekowe mogą podważyć samo sedno wolności w internecie. Wskazują, że dorosłym, których twarze „nie wyglądają na odpowiedni wiek”, może zostać niesłusznie ograniczony dostęp do legalnych treści. Co więcej – już samo żądanie przesłania zdjęcia lub dokumentu do uzyskania dostępu do treści dla dorosłych narusza granice prywatności i stygmatyzuje użytkowników.

Irlandia – jak wiele innych krajów Unii – szykuje własne przepisy dotyczące zapewnienia wieku. W lipcu wejdą w życie przepisy nakładające na platformy udostępniające brutalne lub pornograficzne treści obowiązek skutecznej weryfikacji wieku. Tym razem nie wystarczy zaznaczenie pola „mam ukończone 18 lat”. Ale nawet jeśli regulacje są potrzebne, a intencje słuszne – jak ochronić dzieci i jednocześnie nie zniszczyć otwartego, zdecentralizowanego ducha sieci? Zdaniem krytyków nie chodzi o to, by zbudować kolejny mur, lecz by nauczyć młodych, jak się po tej cyfrowej dżungli poruszać.

Jak zauważa Jakubowska: „Największą odporność na szkodliwe treści mają dzieci, które mają dorosłych, którym mogą ufać, i którzy pomagają im poruszać się po sieci”. Zakazy nie uczą. Edukacja – już tak.

Obawa, że w przyszłości dostęp do internetu będzie przypominać przechodzenie przez lotniskową kontrolę bezpieczeństwa, nie jest już fantastyką naukową. Weryfikacja wieku to tylko pierwszy krok. Potem mogą pojawić się inne „bezpieczne” bramki: skanowanie twarzy przy zakupie alkoholu, rejestracja emocji podczas korzystania z aplikacji, analiza mimiki w czasie oglądania wideo…

Czy naprawdę chcemy, by największe medium komunikacyjne w historii ludzkości było dostępne tylko po okazaniu twarzy? A może warto się zatrzymać i zadać sobie pytanie, czy skanowanie twarzy dziecka naprawdę rozwiązuje problemy, czy tylko je ukrywa?

Bo może z troski o dzieci budujemy świat, w którym nikt – nawet dorośli – nie będzie już naprawdę wolni…

Bogdan Feręc

Źr. RTE

Photo by Christopher Campbell on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version