To historia, która powinna była skończyć się na drodze, a nie w internecie. Radny Malachy Quinn z SDLP apeluje o wprowadzenie zakazu fotografowania i nagrywania wypadków drogowych po tym, jak sam stał się mimowolną ofiarą cyfrowej ciekawości. W chwili, gdy jego samochód został uderzony od tyłu, nie spodziewał się, że zanim wróci do domu, zdjęcia z miejsca zdarzenia obiegną media społecznościowe, a o wypadku dowie się jego żona, przeglądając telefon.
„Zadzwoniła i zapytała, czy brałem udział w wypadku. Byłem w szoku – rozejrzałem się, myśląc, czy stoi w korku, czy może ktoś jej powiedział. Ale nie – zobaczyła zdjęcia naszego auta w sieci” – wspomina Quinn w rozmowie z Newstalk. Nie było rannych, nie było sensacji, a jednak ktoś uznał, że warto wyciągnąć telefon i zrobić zdjęcie. Potem wrzucić, udostępnić, skomentować. W tej nowej kulturze natychmiastowości tragedia staje się treścią, a cudze nieszczęście – klikalnym materiałem.
Radny Quinn przyznaje, że miał szczęście, ale wie, że inni nie mieli go wcale. I właśnie dlatego poparł inicjatywę nazwaną „Prawem Caoimhe” – od imienia 23-letniej Caoimhe O’Brien, która zginęła w wypadku w 2016 roku. Zanim jej rodzina dowiedziała się o tragedii od policji, zdjęcia rozbitego samochodu już krążyły po internecie. „Rodzina musiała sama do siebie dzwonić, żeby ustalić, co się stało” – wspomina Quinn.
To wydarzenie wstrząsnęło opinią publiczną, ale – jak podkreśla – nie było wyjątkiem. „Ludzie szybciej sięgają po telefon, żeby nagrać ofiarę, niż po niego, żeby zadzwonić pod numer 999” – mówi. „Słyszałem o przypadkach, gdy poszkodowani budzili się po wypadku, widząc wokół siebie ratowników… i kogoś z telefonem, filmującego ich cierpienie”. Dla Quinna to nie tylko kwestia prywatności, ale przede wszystkim ludzkiej przyzwoitości. Zdjęcia i filmy z miejsca wypadku, raz wrzucone do sieci, stają się wieczne. „Rodziny będą do nich wracać – raz po raz, nie mogąc zapomnieć, bo internet nie zapomina” – ostrzega.
Apel radnego zyskał poparcie w Radzie Mid-Ulster, a sam wniosek o poparcie „Prawa Caoimhe” wzywa do zakazu filmowania i rozpowszechniania zdjęć z miejsc wypadków, w których ucierpiały osoby, dopóki policja nie poinformuje rodzin ofiar. To krok, który ma chronić najbliższych przed wtórnym cierpieniem – i przywrócić granice, które społeczeństwo zdaje się tracić w epoce mediów społecznościowych.
Niektórzy krytycy wskazują, że prawo takie byłoby trudne do egzekwowania – w końcu każdy ma dziś aparat w kieszeni. Ale jak zauważa Quinn, trudność nie powinna być wymówką. „Nie można mówić o szacunku dla ofiar, a jednocześnie klikać w zdjęcia ich samochodów. To kwestia zasad, nie technologii” – stwierdził.
*
Świat, w którym ludzie, zamiast ratować – nagrywają, to świat, który potrzebuje zatrzymania. Nie przez aplikację, tylko przez prawo i sumienie. Zakaz filmowania wypadków nie ogranicza wolności – przywraca godność. Bo tam, gdzie ktoś traci życie lub zdrowie, nie ma miejsca na lajki, udostępnienia i krótkie wideo. „Prawo Caoimhe” to nie tylko propozycja przepisów, a próba przypomnienia, że w erze bezmyślnego dokumentowania rzeczywistości wciąż powinniśmy mieć instynkt człowieczeństwa. Czasem najodważniejszym gestem jest schować telefon i pomóc.
Bogdan Feręc
Źr. News Talk
Photo by www.testen.no on Unsplash


