Nie ma już mowy o wyjątkowych okolicznościach, przeciwnościach losu czy niespodziewanych wydarzeniach na skalę globalną. Projekty publiczne, zwłaszcza te największe i najbardziej ambitne, zaczynają wyglądać jak uporczywa komedia pomyłek, której głównymi bohaterami są władze państwowe. Przykład nowego Narodowego Szpitala Dziecięcego w Dublinie staje się niemal ikoną nieudolnego zarządzania, braku odpowiedzialności i pogardy dla podatników.
Zgodnie z najnowszymi informacjami, szpital, który miał zostać otwarty kilka lat temu, zostanie oddany do użytku najwcześniej na przełomie 2025 i 2026 roku, choć drzwi dla pacjentów otwarte zostaną – potencjalnie – w czerwcu przyszłego roku. To piętnasta zmiana terminu od 2020 roku – co samo w sobie powinno być hańbą dla każdego systemu administracji publicznej. Jednak to tylko początek historii.
Każde opóźnienie to nie tylko utrata czasu, ale też ogromne koszty – miesięcznie około 2 milionów euro, a przecież cały projekt już teraz będzie kosztował ponad 2,2 miliarda euro, podczas gdy pierwotna wersja przewidywała mniej niż circa niecałe 800 milionów euro. Skąd te różnice? Część trafiła do wykonawcy, czyli BAM, który zgłosił aż 3277 roszczeń o łącznej wartości 856 milionów euro. Zaledwie 50,5 mln euro zostało rozstrzygniętych na korzyść firmy, a reszta wciąż czeka na decyzję – przy czym część z tych roszczeń jest przedmiotem postępowań sądowych.
To nie są drobne spory techniczne. Możemy tu mieć do czynienia ze strategią finansową wykonawcy, który zdaje się nie odpowiadać za realizację umowy, a jednocześnie domaga się dodatkowych środków. Co gorsza, niektóre orzeczenia mediacyjne, które pomogły BAM dostać już 122 miliony euro, są obecnie kwestionowane przez sądy. Jeśli się uda ich unieważnić, pieniądze będą musiały zostać zwrócone. Tyle że to wszystko dzieje się po wielu latach chaosu, a podatnicy płacą za ten bałagan.
Czy można ufać nowej dacie uruchomienia szpitala? Dyrektor Krajowej Rady ds. Rozwoju Szpitali Pediatrycznych David Gunning stwierdził jasno, że nie ma zaufania do BAM, biorąc pod uwagę dotychczasowe zachowanie tej firmy. Z kolei Phelim Devine, dyrektor projektu, przyznał, że wykonawca nie skupił się na tym zadaniu w pełni – jakby inwestycja warta kilka miliardów euro była dla nich jednym z wielu projektów.
Co więcej, BAM usprawiedliwia się zmianami w projekcie, ale według Gunninga to wymówka – nie chodzi o projekt, tylko o zarządzanie i realizację.
Ministerstwo Zdrowia, HSE, wykonawca, nadzór budowlany – wszyscy mają „współwłaścicielstwo” w tym projekcie, ale nikt nie ponosi realnej odpowiedzialności. Nikt nie został ukarany za poprzednie opóźnienia. Nikt nie odpowiada za stracone miliony. Nikt nie wyjaśnia, dlaczego szpital, który miał być gotowy kilka lat temu, ciągle pozostaje pustym budynkiem, który zużywa środki, zamiast ratować życie. A tymczasem pacjenci i personel czekają – często w warunkach znacznie gorszych niż zapowiadane nowoczesne wnętrza.
Jak stwierdziła dyrektor Lucy Nugent z Children’s Health Ireland: „Nikt nie chce przebywać w tym budynku bardziej niż pacjenci i personel”. Słusznie – tylko że to oni najdłużej czekają, a ci, którzy mieli to doprowadzić do końca, ciągle przekładają odpowiedzialność na innych.
*
Szpital dziecięcy miał być symbolem nowoczesnej opieki medycznej w Irlandii. Teraz to raczej przykład, jak nie należy realizować dużych inwestycji publicznych. Bez przejrzystości, bez kontroli, bez odpowiedzialności. Każdy miesiąc zwłoki to nie tylko stracone pieniądze – to stracona wiara w państwo, które ma dbać o swoich obywateli.
Podatnicy płacą za to, by ich pieniądze były wydawane mądrze, skutecznie i z myślą o potrzebach społeczeństwa. W przypadku Narodowego Szpitala Dziecięcego mamy do czynienia z czymś zupełnie innym: z daremną inwestycją, która rośnie w koszty, a kurczy się w efekty. Gdyby nie było tak smutno, można by się śmiać.
*
Rząd w swojej radosnej twórczości sprawczej dla tego szpitala poczynił jednak pewien postęp, ponieważ nadał mu ostatnio oficjalną nazwę. Prezentacji dokonała minister zdrowia Jennifer Carroll MacNeill, która ogłosiła, że nowy szpital dziecięcy będzie nosił formalną nazwę Narodowy Szpital Dziecięcy w Irlandii (NCHI). Nazwa nie jest jakoś specjalnie wymyślna, mówi, co ma powiedzieć, ale pozostaję z nadzieją, że przynajmniej usługi będą na jakimś poziomie.
Właśnie przebiegła mi taka myśl, że skoro Narodowy Szpital Dziecięcy w Irlandii trapią takie opóźnienia, czy to nie jest przypadkiem prognostyk na kolejne lata, kiedy placówka – niech Bóg sprawi, bo na rząd nie liczę – zacznie działać, a pacjenci, czekać będą latami na przyjęcie przez specjalistów tej jednostki lecznictwa zamkniętego.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Fot. Wizualizacja – NCH