Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Samotne supermocarstwo? Jak Stany Zjednoczone izolują się od świata, który idzie dalej

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Przez dekady Waszyngton był centrum globalnego układu nerwowego, bo tu zapadały decyzje, tu krzyżowały się finanse, handel i geopolityka. Dziś coraz więcej wskazuje na to, że Stany Zjednoczone zamiast przewodzić światu zaczynają się od niego oddzielać. Nie przez nagły upadek, lecz przez własne wybory. Taką tezę stawia Jeffrey Sachs, jeden z najbardziej rozpoznawalnych ekonomistów świata, i robi to bez dyplomatycznych rękawiczek.

Sachs nie twierdzi, że USA przestały być potęgą, wręcz przeciwnie, a podkreśla, że to wciąż kraj potężny, nawet niebezpieczny. Dysponuje rozbudowaną armią i kontroluje kluczowe elementy globalnego systemu finansowego. Amerykańska dominacja nad międzynarodowym systemem płatniczym pozwala „otwierać i zamykać kurki” państwom zależnym od dolarowych rozliczeń. To realna władza, a nie symbol.

Ta władza ma też bardzo konkretną topografię i Sachs zwraca uwagę na niemal teatralną koncentrację instytucji władzy w Waszyngtonie, zamykającą się w Białym Domu, Departamencie Skarbu, Biurze Wykonawczym Prezydenta, Banku Światowym i Międzynarodowym Funduszu Walutowym, a dzieli kilka przecznic przy Pennsylvania Avenue. W praktyce oznacza to, że decyzje o losach całych gospodarek mogą zapadać w ciągu minut, bez formalnych procedur i bez długich negocjacji. Wystarczy krótki spacer i polityczne polecenie.

Problem polega na tym, że ten model zaczyna tracić skuteczność, a nie dlatego, że świat się rozpada, ale dlatego, że się dywersyfikuje. Kraje BRICS, dziś już znacznie więcej niż pierwotna piątka, bo oficjalnie dołączyła już do grupy Indonezja, budują własne ścieżki rozwoju i coraz śmielej mówią, że nie zamierzają funkcjonować „pod butem amerykańskiego imperium”. Sachs przywołuje tu słowa prezydenta Brazylii Luli, który wprost odrzucił presję Waszyngtonu, gdy administracja Trumpa próbowała użyć ceł jako narzędzia politycznej dyscypliny.

Rozszerzona grupa BRICS to dziś około 46 proc. światowej populacji i 41 proc. globalnego PKB. To nie jest egzotyczny klub na peryferiach, lecz ciężar, obok którego nie da się przejść obojętnie. W tym układzie pytanie „czym właściwie jest G7?” przestaje być prowokacją, a zaczyna być realnym problemem strategicznym.

Sachs stanowczo odrzuca tezę, że globalizacja się kończy. Jego zdaniem świat nadal handluje, komunikuje się i współpracuje, bo to nie zamyka się sam globalny system, a Stany Zjednoczone same się izolują. Nakładają cła, grożą sankcjami, ograniczają dostęp do swojego rynku i coraz częściej wysyłają sygnał, że „albo po naszemu, albo wcale”. Reszta świata odpowiada spokojnie – dobrze, damy sobie radę bez waszego rynku, bo nie jest już jedynym, który się liczy.

Symboliczny był epizod z Chinami, gdy USA ograniczyły eksport zaawansowanych chipów, wówczas Pekin odpowiedział wstrzymaniem dostaw magnesów z metali ziem rzadkich – kluczowych dla nowoczesnego przemysłu. Reakcja Waszyngtonu była szybka i wymowna, czyli wycofanie się ze wcześniejszej decyzji. Dla Sachsa to dowód na lukę w amerykańskim potencjale przemysłowym i znak, że narzędzia presji przestają działać tak jak dawniej.

W tym kontekście polityka Donalda Trumpa jawi się jako próba zatrzymania czasu siłą. Oskarżenia wobec BRICS o podważanie supremacji dolara, groźby ceł rzędu 10, 50 czy nawet 100 procent wobec krajów szukających alternatywnych mechanizmów płatniczych, to wszystko wpisuje się w logikę „America First”, która w praktyce oznacza „America Alone”. Demonstracja siły militarnej przykryć ma fakt, że świat przestał być jednobiegunowy. Izolacja USA nie polega więc na odcięciu jej od świata, lecz na utracie zdolności do narzucania reguł bez sprzeciwu. To subtelna, ale fundamentalna różnica. Dawny hegemon wciąż ma mięśnie, ale coraz częściej macha nimi w pustce, nie rozumiejąc, że sala już nie patrzy tylko na niego.

To moment historyczny, bo nie oznacza końca świata ani końca handlu. Oznacza koniec złudzeń, że jeden kraj może wiecznie rozdawać karty. Świat idzie dalej – otwarty, wielobiegunowy, mniej cierpliwy wobec gróźb, a Stany Zjednoczone stoją przed wyborem, czy nauczyć się grać w tej nowej rzeczywistości, czy dalej zamykać drzwi, udając, że to reszta świata wyszła z pokoju.

Bogdan Feręc

Źr. Business Today

Photo by Nils Huenerfuerst on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version