Samochodowa ekologia poziom hard

Ekoterroryści mają rację, że świat płonie, co powtarza jak mantrę również prezydent miasta stołecznego, o czym kilkadziesiąt godzin temu mogli przekonać się mieszkańcy Warszawy i wcześniej Radomia w licznych rozlewiskach.

Przyznam, że płonącej wody nie widziałem w materiałach mediów telewizyjnych, ale może za to była gorąca albo chociaż dobrze ciepła, jednak z termometrem nikt nie biegał, czyli dowodów brak. Oczywiście powie ktoś, że to przez ogrzanie atmosfery występują takie anomalie i ogromne opady, ale może zrobimy test i usuniemy ten cały beton oraz asfalt, a okaże się, że woda kałużami gdzieniegdzie stać będzie, a nie zbierać się przy zatkanych studzienkach kanalizacji deszczowej, o ile w ogóle są poprawnie wykonane.

Nie o tym, bo do tematu opadów wracać można co jakiś czas, więc kiedyś się jeszcze przyczepię, ale zajmijmy się nowoczesnymi środkami podróży, które rzygają w nas ekologią. O akumulatorach już było niedawno, a konkretnie tutaj, więc aby te działały, należy podłączyć do nich źródło siły elektromotorycznej, co oznacza zwykły prąd.

Taki samochód się podładuje, nabierze mocy, akumulator sprawi, że wóz odzyska mobilność, a wówczas będziemy mogli, jak deklaruje producent, przejechać 300 lub nawet 400 kilometrów. Deklaruje, choć słowo powinni zastąpić stwierdzeniem, życzyłby sobie, jak i jego właściciel, żeby tyle przejechał. Oczywiście są już pojazdy, które osiągają takie odległości, ale bądźmy szczerzy, typowy samochód elektryczny z salonu, nie ma szans na ten dystans.

Samochód, jak już powiedziałem, trzeba zasilić prądem, bo nie ruszy, a nawet drzwi nie otworzy, gdyż bez prądu w samochodzie elektrycznym nic nie działa, nawet centralny zamek na prąd. Próbuje się nas jednak przekonać, że auta elektryczne to przyszłość motoryzacji, więc są ekologiczne do wspomnianego już porzygania, ale czy ta ekologia nie zacznie nam wychodzić bokiem?

Unia Europejska zakazała używania węgla, za chwilę odetnie nam gaz, a mamy się grzać i oświetlać prądem, którego w niektórych krajach już brakuje. Oczywiście będzie to prąd super czysty, bo z wiatru i słońca, co akurat bardzo mi się podoba i jestem zwolennikiem zaprzęgnięcia sił natury do służby człowieka. Niestety z pewnym zastrzeżeniem, więc gdyby robione było to z użyciem rozumu, a nie, jak ruskie wojsko, na URRRRRRAAAAAA. Już wielokrotnie mówiłem, że zwojów mózgowych w Unii Europejskiej mniej w ostatnich czasach jakoś, więc i tłumaczenia oraz przekonywania specjalistów obalić może każdy, jeśli tylko usiądzie i przez chwilę pomyśli.

Szukać też nie trzeba daleko, bo wystarczy wziąć do ręki rachunki za prąd za ostatni rok, a wówczas po ich zliczeniu zobaczymy zużycie prądu gospodarstwa domowego. Standardowo przyjmuje się, że dwoje dorosłych w typowym domu z ogrzewaniem innym niż elektryczne, zużywa rocznie od 800 do 1600 kWh prądu, a maksymalnie 2000 kWh energii elektrycznej. Ta ilość rośnie, jeżeli doliczyć dzieci, ale wówczas będzie to statystycznie jakieś 3500 kWh i to przy trójce bąbelków. Nieco mniej zużyje się prądu, jeżeli dwie osoby w gospodarstwie domowym zajmują się schorowaną matką lub ojcem, bo w takim przypadku zużyją, również statystycznie ok. 2600 kWh energii elektrycznej.

Podkreślę tutaj, iż to dane statystyczne, więc uśrednione, czyli w jednym gospodarstwie domowym zużywa się prądu mniej, a w innym więcej.

To jednak pozwoli nam wejść w posiadanie punktu odniesienia, który każdy może przygotować sobie w domowym zaciszu sam, czyli na własnym przykładzie dokonać analizy zużycia. Jeżeli jednak w przypływie ekologizmu przyjdzie nam do głowy fantazja nabyć drogą kupna auto elektryczne, bo taka jest moda, więc zostawiając je na jednym z korpo parkingów szpanować, że się ma, to zastanówmy się, czy to zachowanie jest w ogóle ekologiczne.

Typowy samochód elektryczny w klasie niskiej i średniej ładuje się około 7 godzin od zera do 100% i dzieje się tak przy typowych ładowarkach, czyli nie tych ultra szybkich. Żeby jednak do przekazania prądu doszło, urządzenie ładujące musi pobrać prąd z sieci elektroenergetycznej, by wtłoczyć ją do akumulatorów wozu.

To teraz spójrzmy, ile prądu przez jedną godzinę pobierze taka ładowarka, a nie jest to mało, bo do baterii o pojemności 50 kWh weźmie sobie od 40 do 45 kWh prądu. Gdyby to teraz przemnożyć przez czas ładoawnia, czyli te nasze 7 godzin, to tylko w dolnej granicy poboru mocy wychodzi 280 kWh.

Właśnie w tym momencie zaczynają rodzić się pytania, jak się to ma do tej całej unijnej ekologii i oszczędzania prądu, gdy Bruksela zakazała produkcji żarówek 100-watowych, które były dewastatorami prądu?

2000 kilowatogodzin prądu zużywa rocznie statystyczne gospodarstwo domowe, a samochód elektryczny 280 kWh na jedno ładowanie, więc prawie 30% rocznego zużycia dwóch domowników płci dowolnej. To ja się pytam, gdzie jest ta ekologia?

Nawiasem mówiąc, ultra szybkie ładowarki są prawdziwymi pożeraczami prądu, więc w ich przypadku o ekologię jeszcze trudniej.

Bogdan Feręc

Photo by Possessed Photography on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Odra w autobusie z D
Niewielkie zalania w