Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Rzepa, kapusta i duchy. Halloween, zanim dynia zrobiła karierę

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Zanim Amerykanie wrzucili Halloween do popkulturowego blendera razem z dyniową latte, plastikowymi nietoperzami i kostiumem Batmana w rozmiarze XXL, Irlandia miała swoje własne, o wiele bardziej pomysłowe – i czasem dziwaczne – tradycje. Te właśnie w Ulster Folk Museum postanowiono wskrzesić z elegancją nekromanty i humorem babci, która nadal wierzy, że kapusta potrafi przewidzieć przyszłość.

Halloween, zanim tak się nazywało, było Samhain – początkiem zimy, ciemności i opowieści, które miały odstraszać wszystko, co niewidoczne, ale zdecydowanie realne. Ogniska płonęły, ludzie ucztowali, a duchy – jak wierzono – chodziły po okolicy z większą swobodą niż dziś influencerzy po centrach handlowych. Chrześcijaństwo zrobiło swoje: Samhain stało się Wigilią Wszystkich Świętych, a potem Halloweenem. Ale duchy, wróżki i diabeł nie poszli na emeryturę. Zostali w opowieściach, skrzypiących drzwiach i… kuchennych szafkach. Najbardziej nieoczekiwaną gwiazdą dawnych tradycji była kapusta. Nie jako dodatek do obiadu, ale narzędzie matrymonialne. W Enniskillen młody mężczyzna miał wejść tyłem do ogrodu, z zamkniętymi oczami, wyrwać kapustę, a jej łodyga miała ujawnić kształt przyszłej żony. Czyli: zero aplikacji randkowych, tylko nadzieja na długą, prostą łodygę. 😉

W Keady w 1960 roku próbowano tego samego, licząc nie tylko na miłość, ale i pieniądze, bo jeśli na kapuścianej łodydze było dużo ziemi, wróżyło to bogactwo. Dziś człowiek kupuje los na loterii, a dawniej po prostu szarpał warzywo nocą w ogródku.

Zanim świat zachwycił się gładką, pomarańczową dynią, królowała rzepa – wydrążona, brzydka, powykręcana i absolutnie fantastyczna. Z niej robiono pierwsze lampiony na Halloween, mające odstraszać duchy i wróżki lub po prostu nastraszyć sąsiadów. Dynia przejęła pałeczkę dopiero wtedy, gdy okazała się miękka, fotogeniczna i podatna na influencerów. Victoria Millar z Ulster Folk Museum przypomina, że rzepiane latarnie były „powykręcane, zdeformowane i cudownie niepokojące”. Idealne na noc, w której granica między światem ludzi a czymś… innym robiła się wyjątkowo cienka.

Dzisiejsze „cukierek albo psikus” to wersja light dawnych zwyczajów. W barmbracku i tarcie jabłkowej ukrywano kiedyś monety, pierścienie i naparstki. Wyobraźnia robiła resztę: bogactwo, małżeństwo, staropanieństwo, smutek lub nadzieja – wszystko zależało od tego, na co natknęły się zęby. Zanim dzieci chodziły od drzwi do drzwi po czekoladki, chodziły po dachach. Zakładano „fałszywe twarze”, przywiązywano nici do kołatek, wrzucano minifajerwerki pod drzwi. W Limavady, Portadown i Crossgar żaden sąsiad nie spał spokojnie, a wszystko to bez jednego batonika w nagrodę.

Jak podkreśla Millar Halloween od zawsze było połączeniem grozy i wspólnoty. Maski, ogniska, historie o diabłach, wróżkach i duchach miały bawić, ostrzegać i scalać ludzi bardziej niż dzisiejsze platformy streamingowe. Muzeum w Cultra ożywia te tradycje dzięki archiwalnym notatkom z lat 50., zbieranym od mieszkańców, którzy pamiętali Samhain, zanim stał się filtrowanym świętem z Instagrama. Od 29 do 31 października odwiedzający mogą zobaczyć, jak wyglądało Halloween, zanim plastik i dynia objęły władzę. Jak słusznie zauważa Millar Halloween (czy Samhain) nigdy nie było tylko straszeniem. To święto ludzi, ognia, opowieści i tego dziwnego momentu w roku, kiedy ciemność nie musi oznaczać samotności.

I kiedy warzywo w dłoni mogło powiedzieć więcej o przyszłości niż cały Facebook.

Bogdan Feręc

Źr. Breaking News

Photo by Glen Hayoge on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version