Od północy Irlandia weszła w nową erę paliwowych podwyżek. Ceny benzyny i oleju napędowego wzrosły o 2,5 centa za litr, a to dopiero początek. Od 1 stycznia 2026 roku w życie wejdą kolejne zmiany w ramach Systemu Obowiązku stosowania Odnawialnych Paliw Transportowych, które dołożą następne 2–3 centy za litr. Wszystko to w imię ekologii i „zrównoważonego rozwoju”, choć dla zwykłych kierowców i przedsiębiorców to raczej nowa forma fiskalnej udręki.
Minister finansów Paschal Donohoe oraz minister ds. transportu Jack Chambers ogłosili zmiany w ramach budżetu na rok 2026. Oficjalne uzasadnienie? Walka z emisjami i kontynuacja zielonej transformacji energetycznej. Efekt praktyczny? Dodatkowe trzy euro na każdym pełnym baku już od dziś i jeszcze więcej po Nowym Roku.
To pierwsza znacząca podwyżka cen paliw od czasu objęcia sterów przez obecny rząd, ale branża ostrzega, że nie ostatnia. Dyrektor generalny organizacji Fuels for Ireland Kevin McPartlan nie kryje rozgoryczenia: „Rząd obiecał obniżyć koszty energii, a zamiast tego je podnosi. Irlandzcy kierowcy i przedsiębiorcy zasługują na uczciwe i rzetelne spojrzenie na to, dlaczego płacą jedne z najwyższych rachunków za paliwo w Europie, a to dlatego, że rząd zdecydował się nałożyć na nich wyższe opłaty”. McPartlan dodaje, że żadna z tych podwyżek nie wynika z warunków rynkowych czy geopolitycznych, lecz jest w pełni konsekwencją politycznych decyzji w Dublinie. Jego zdaniem rząd celowo przesuwa ciężar kosztów transformacji energetycznej na obywateli, zamiast inwestować w realne alternatywy dla paliw kopalnych.
Z punktu widzenia budżetu państwa nowe opłaty to łatwy zastrzyk gotówki. Każdy cent podatku węglowego przynosi rządowi miliony euro rocznie, ale dla kierowców, rolników i małych przedsiębiorców oznacza to rosnące koszty transportu, usług i produkcji, a więc kolejną falę inflacji, która wcześniej czy później przełoży się na ceny w sklepach.
Podwyżki mają być częścią strategii „dekarbonizacji transportu”, ale problem w tym, że alternatywy wciąż praktycznie nie istnieją. Stacje ładowania pojazdów elektrycznych w wielu rejonach Irlandii są rzadkością, transport publiczny nie zaspokaja potrzeb mieszkańców mniejszych miast i wsi, a ceny aut elektrycznych nadal pozostają poza zasięgiem większości obywateli. W efekcie, zamiast „zachęty do zmiany zachowań”, nowy podatek działa jak kara za brak możliwości wyboru.
Dyrektor McPartlan zwraca też uwagę na brak konsultacji społecznych i brak oceny przez ekspertów, którzy mogliby przeanalizować wpływ nowych regulacji na rynek. „Jesteśmy głęboko rozczarowani faktem, że minister nie ogłosił jeszcze powołania grupy ekspertów, która zbada, w jaki sposób podatki i inne polityki państwa wpływają na wzrost cen paliw” – stwierdził szef Fuels for Ireland.
Rząd tymczasem milczy w sprawie możliwego efektu domina, jaki wywołają nowe podatki. Choć w komunikatach podkreśla potrzebę ochrony środowiska, nie odnosi się do kwestii kosztów społecznych.
Zielona polityka ma sens tylko wtedy, gdy jest sprawiedliwa i realistyczna. W Irlandii jednak kolejne rządy, choć jednak ci sami ludzie, zdają się mylić walkę o klimat z walką o wpływy budżetowe. Zamiast stopniowo wprowadzać zmiany i inwestować w niskoemisyjną infrastrukturę na wielu poziomach, państwo wybiera najprostsze rozwiązanie – podnoszenie podatków. Efekt? Coraz większa ilość kierowców zaczyna postrzegać zieloną transformację nie jako konieczność, lecz jako ideologiczny pretekst do fiskalnych ekscesów.
Nowe przepisy to nie tylko wyższe ceny paliw – to także wyższe koszty życia dla wszystkich. Wzrost cen benzyny i oleju napędowego uderzy w rolnictwo, transport towarów, usługi kurierskie i logistykę. A to oznacza, że każdy chleb, każdy litr mleka, każda paczka będą droższe. Rząd Fianna Fáil i Fine Gael lubi powtarzać, że „wszyscy musimy ponieść koszt transformacji”, ale to właśnie sformułowanie pokazuje, że politycy patrzą na obywateli nie jak na partnerów, lecz jak na źródło niekończących się wpływów.
*
Podwyżka o 2,5 centa za litr to dopiero początek – prawdziwy cios nadejdzie w styczniu, gdy kolejne 2–3 centy zostaną dodane do rachunku. W sumie to około 5 centów więcej za każdy litr paliwa, czyli średnio 3–4 euro na baku. I to w czasie, gdy rząd deklaruje, że walczy z kryzysem kosztów życia. W praktyce – walczy raczej z cierpliwością mieszkańców Irlandii. Gabinet znalazł też sposób, by ekologiczne hasła zamienić w narzędzie fiskalnego drenowania społeczeństwa i w imię walki z emisjami obciąża obywateli kosztami, których nie są w stanie uniknąć. Zamiast reformować transport i rozwijać alternatywy, sięga po najłatwiejsze rozwiązanie – podatki, podatki i jeszcze raz podatki.
To nie jest już polityka klimatyczna. To polityka fiskalna przebrana w zieloną retorykę i jak każda gra pozorów – prędzej czy później skończy się buntem tych, którzy mają jej dość.
Bogdan Feręc
Źr. Business Plus
Photo by Marek Studzinski on Unsplash