Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Rekord hańby: W tak bogatym kraju ponad 16 tysięcy ludzi bez dachu nad głową

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Irlandia po raz kolejny przebiła samą siebie, ale nie w statystykach gospodarczych, którymi tak bardzo lubi chwalić rząd, lecz w liczbie osób pozbawionych mieszkań. 16 614 bezdomnych, tyle osób według najnowszych danych Departamentu Mieszkalnictwa, żyje dziś w zakwaterowaniu awaryjnym lub hostelach. Liczba, która powinna wywołać wstrząs w rządowych gabinetach, stała się jedynie kolejną rubryką w tabeli. W samym Dublinie – mieście, które lubi sprzedawać światu swój wizerunek jako europejskiej stolicy technologii i dobrobytu – bezdomnych jest już 11 952, czyli o 12 procent więcej niż rok temu. A i tak to tylko oficjalne dane: nie obejmują ludzi śpiących w samochodach, namiotach czy u znajomych na kanapie.

Te liczby to nie statystyka – to akt oskarżenia wobec rządu, który od lat prowadzi zachowawczą, reaktywną, a chwilami po prostu nieudolną politykę mieszkaniową. Politykę, która zbyt często opiera się na komunikatach prasowych i obietnicach, a zbyt rzadko na realnym budowaniu mieszkań. Politykę, w której każda inicjatywa jest spóźniona o rok, każdy plan za mało ambitny, a każde słowo „reforma” – bez pokrycia.

To prawdziwy wstyd, że ponad 16 614 osób doświadcza obecnie koszmaru bezdomności, z czego 11 952 w samym Dublinie” – mówi dyrektor generalna Dublin Simon Community Catherine Kenny i trudno się z nią nie zgodzić. Kenny podkreśla, że ludzie potrzebują nie tylko dachu nad głową, ale też „zintegrowanego planu łączącego mieszkalnictwo, opiekę zdrowotną i wsparcie społeczne”. Ale zamiast kompleksowego programu dostajemy kolejną zapowiedź – kolejny „narodowy plan mieszkaniowy”, który, jak poprzednie, prawdopodobnie ugrzęźnie w papierach.

Rząd pomimo buńczucznych deklaracji zdaje się nie rozumieć, że bezdomność to nie tylko brak domu, lecz symptom całego systemu, który się rozpadł. Brakuje tanich mieszkań, ale też sensownych programów pomocy, interwencji społecznych, wsparcia psychologicznego, rehabilitacji zawodowej. Bezdomność stała się w tym kraju chorobą systemową, której nie da się leczyć aspiryną w postaci kilku nowych grantów dla samorządów.

Najbardziej wstrząsające w tych danych są liczby dotyczące dzieci. 3887 dzieci mieszka dziś w Dublinie w schroniskach. To więcej niż uczniów w średniej wielkości irlandzkiej szkole. W sumie 1732 rodziny żyją w warunkach, które z trudem można nazwać godnymi. Dla tych najmłodszych członków społeczeństwa życie w schronisku oznacza brak stabilności, prywatności, poczucia bezpieczeństwa. A przecież dom to nie luksus – to elementarny warunek dzieciństwa.

Sytuacja w Irlandii jest już tak dramatyczna, że nawet organizacje charytatywne zaczynają mówić o „straconym pokoleniu bezdomnych nastolatków”. Armia Zbawienia alarmuje, że młodzi ludzie żyjący w schroniskach są „zapomnianym pokoleniem”. Ich rozwój emocjonalny, społeczny i edukacyjny odbywa się w przestrzeniach, które nigdy nie były zaprojektowane dla dorastania. W jednym z ośrodków w Harold’s Cross, gdzie przebywa około stu nastolatków, próbuje się tworzyć namiastki normalności – wieczory gier, muzyki, mecze piłki nożnej. Kierownik placówki Anthony Byrne przyznaje, że „nic nie będzie się równać z własną przestrzenią w niezależnym środowisku życia”.

To zdanie brzmi jak wyrzut sumienia, bo jak to możliwe, że w jednym z najbogatszych krajów Europy, z rekordowymi wpływami podatkowymi i miliardowymi nadwyżkami budżetowymi, ludzie nadal śpią w schroniskach albo na ulicach? Rząd tłumaczy, że sytuacja jest złożona, że rosną koszty budowy, że brakuje gruntów, że migracja zwiększyła presję na rynek. Jednak te wymówki są już tak zużyte, że nie mają żadnej mocy. To, czego teraz naprawdę brakuje, to polityczna wola rządzących.  

Gdyby bezdomność była priorytetem rządu, jak starają się wciąż mówić, liczby nie rosłyby z miesiąca na miesiąc i z roku na rok. Tymczasem władza działa w rytmie wyborczych sondaży – reaguje tylko wtedy, gdy sprawa trafia na czołówki gazet. Dublin Simon Community apeluje, by w nowym planie mieszkaniowym potraktować priorytetowo budowę mieszkań socjalnych i komunalnych, aż osiągną one co najmniej 20% całego zasobu mieszkaniowego kraju. Ale to wciąż głos wołającego na puszczy.

Od lat słyszymy o przyspieszeniu procesów planowania, o nowych modelach finansowania, o wspieraniu tzw. Approved Housing Bodies (AHB). W praktyce jednak biurokracja pożera połowę energii i środków, które mogłyby trafić tam, gdzie naprawdę są potrzebne – do ludzi. Deweloperzy budują dla zysku, nie dla potrzeb społecznych, a państwo zadowala się rolą biernego obserwatora, który podpisuje czeki i udaje, że to strategia. W efekcie Irlandia staje się krajem kontrastów. Z jednej strony – rosnący eksport, technologiczne inwestycje i miliardowe korporacje płacące podatki. Z drugiej – tysiące ludzi, dla których każdy dzień zaczyna się od walki o miejsce w schronisku. To obraz moralnej porażki, której nie da się przykryć PR-owymi hasłami o „wzroście i stabilności”.

Bezdomność nie jest katastrofą naturalną. To nie huragan ani powódź. To rezultat politycznych decyzji albo ich braku. Jeśli rząd naprawdę chce z nią walczyć, musi przestać reagować, a zacząć działać: masowo budować mieszkania socjalne, inwestować w tanie najmy, uprościć procedury, zwiększyć wsparcie dla rodzin zagrożonych utratą domu. Inaczej Irlandia dalej będzie bić swoje własne rekordy – te, które hańbią, a nie napawają dumą.

16 614 to nie tylko liczba. To 16 614 historii o ludziach, którym kraj odmówił prawa do godności. Jeśli natomiast premier oraz jego ministrowie jeszcze tego nie rozumieją, to znaczy, że bezdomność zaczyna się nie na ulicy, lecz w Leinster House.

Bogdan Feręc

Źr. Independent

Photo by Ev on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version