Trzecia firma energetyczna w tym roku ogłosiła kolejną podwyżkę cen prądu, a tym razem padło na Energíę, która obsługuje około 300 tysięcy klientów. Już od 9 października rachunki wzrosną o 10,9%, co oznacza, że typowe gospodarstwo domowe będzie płacić średnio o 205 euro rocznie więcej. W przypadku planów Energia Smart Meter wzrost sięgnie aż 12,1%. Dual Fuel – czyli prąd i gaz w pakiecie – podrożeje o 6%.
Na tym jednak nie koniec. To zaledwie kolejna cegiełka w murze podwyżek, bo wcześniej ceny podniosły Flogas i SSE Airtricity. Trend jest więc oczywisty: elektryczność staje się dobrem luksusowym. W dodatku wszystko dzieje się na kilka dni przed ogłoszeniem budżetu, w którym rząd już jasno zasugerował, że nie ma co liczyć na kolejne ulgi energetyczne, jak te z ubiegłego roku. Nie można też przeoczyć groteskowego kontrastu: Energia właśnie wypłaciła swoim właścicielom 40 milionów euro dywidendy, podczas gdy klienci drapią się po głowach, zastanawiając, jak zapłacić rachunki. Rachunki, z którymi zalega już ponad 300 tysięcy gospodarstw domowych, z czego 176 tysięcy ponad trzy miesiące.
Firmy tłumaczą się wzrostem opłat sieciowych i wysokimi kosztami utrzymania systemu elektroenergetycznego. To prawda – około 30% każdej złotówki (czy raczej euro) na rachunku za prąd trafia do Eirgrid, ESB Networks czy Gas Networks Ireland. Problem w tym, że za tę spiralę kosztów odpowiadają również decyzje polityczne – i to te podejmowane nie w Dublinie, ale w Brukseli.
*
Hurtowe ceny energii wciąż są o 80–90% wyższe niż przed wojną na Ukrainie, natomiast rosnące koszty wynikają nie tylko z realiów rynku, ale także z polityki sankcji wobec Rosji. W efekcie Europa sama odcięła się od stabilnych dostaw surowców, które mogłyby zapewnić tańszą energię. Dodatkowo Zielony Ład i kolejne unijne regulacje klimatyczne sztucznie zawyżają koszty produkcji i przesyłu energii, a firmy – zamiast inwestować w tańszą infrastrukturę – rekompensują sobie straty, przerzucając rachunki na obywateli.
To błędne koło, w którym zwykły klient zawsze wychodzi na końcu jako ten, który płaci. Najpierw drożej, potem więcej podatków, a na końcu jeszcze wyższy VAT – bo od końca października stawka na energię wraca z 9% do 13,5%.
Podwyżki cen prądu nie są więc tylko efektem „kosztów sieciowych” czy „fluktuacji na rynku”. To rezultat złych decyzji politycznych. Unia Europejska, Zielony Ład i sankcje wobec Rosji, brak pomocy rządowej, a może nawet reakcji stworzyły wespół mieszankę, która wysadziła w powietrze europejską energetykę. Efekt? Rachunki rosną, a obywatele stają się zakładnikami ideologii i biurokratycznej krótkowzroczności.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Roman Petrov on Unsplash