Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

„Projekt Feniks” – czy Leo Varadkar naprawdę odszedł?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Kiedy Leo Varadkar ogłaszał w zeszłym roku, że rezygnuje z funkcji premiera Irlandii, zrobił to w stylu, który wielu odebrało jako zaskakująco lakoniczny. „Nie mam konkretnych planów osobistych ani politycznych”, powiedział z kamienną twarzą, choć oczy – jak zauważyli niektórzy komentatorzy – mogły zdradzić coś więcej. Może ulgę? A może… plan?

Bo czy naprawdę politycy tego kalibru – byli premierzy, liderzy partii, twarze Irlandii na arenie międzynarodowej – po prostu znikają? Zadowalają się półetatowym pisaniem wspomnień i brylowaniem w programach telewizyjnych? Przykro mi, ale nie. Tak to wygląda tylko na powierzchni. Pod spodem może właśnie rodzi się coś znacznie poważniejszego. Może Leo Varadkar nie tyle odszedł, a zrobił krok w bok, żeby za moment ruszyć z impetem – w stronę prezydentury?

Gdyby ktoś chciał dziś napisać książkę zatytułowaną „Jak nie zostać zapomnianym”, powinien uważnie śledzić ruchy Leo Varadkara. W ostatnich miesiącach były taoiseach pojawia się tam, gdzie biją ideowe dzwony: wyraża swoje zdanie na temat jedności Irlandii, wzywa do zdecydowanych działań wobec sytuacji w Gazie, pisze wspomnienia, czyli porządkuje własną narrację, a nawet występuje w programach telewizyjnych i radiowych, co świetnie dociera do zwykłego człowieka.

To nie jest obraz człowieka, który zszedł ze sceny. To obraz politycznego feniksa, który szykuje się do drugiego lotu – tylko w innej roli. Bo przecież funkcja prezydenta Republiki Irlandii to nie tylko ceremonialna kurtka w szafie konstytucji. To prestiż, to głos, to symbol. I idealna platforma dla kogoś, kto chce przemawiać, inspirować i… jeszcze przez wiele lat przypominać o swoim istnieniu.

Oczywiście Leo Varadkar był pierwszym, który ironicznie określił się jako „pełnoetatowy nudziarz pubowy”, roztaczający wizje zjednoczonej Irlandii niczym Christy Moore, tylko bez gitary. Było w tym coś z autoironii, ale też z kontrolowanego budowania nowej persony. Uspokojonego, bardziej ludzkiego, przystępnego Leo. Tego, który nie zajmuje się już VAT-em i budżetem, ale mówi o przyszłości wyspy, pokoju, tożsamości. Ten Leo mógłby spodobać się Irlandczykom, którzy chcą prezydenta z charyzmą, historią i międzynarodowym obyciem.

Nie zapominajmy też, że Varadkar to polityczny strateg. Swoją karierę rozpoczął wcześnie, był symbolem nowej Irlandii, pierwszym otwarcie homoseksualnym premierem, młodym liberałem w partii staromodnych panów w garniturach. Wie, jak prowadzić kampanię, jak mówić do mediów, jak budować napięcie i co najważniejsze – wie, jak zniknąć, żeby zatęskniono.

Nie ma jeszcze oficjalnych deklaracji, ale to właśnie milczenie jest najgłośniejszym sygnałem. Zamiast bezpośrednich zapowiedzi – działania. Teksty programowe, występy publiczne, opowieści o Irlandii przyszłości. Dokładnie ten scenariusz, który poprzedza kandydaturę do Áras an Uachtaráin.

Wybory prezydenckie zbliżają się przecież wielkimi krokami i w tym roku kadencja Michaela D. Higginsa dobiega końca, więc… zegar tyka.

Nie będzie to łatwa walka – Irlandczycy mają silne poczucie autentyczności i sympatii, ale kto jak kto, Varadkar wie, jak przetrwać i jak przekształcić wizerunek. Z chłodnego technokraty na gorącego orędownika wspólnoty i z wyrachowanego lidera partii w prezydenta „dla wszystkich Irlandczyków”.

W irlandzkiej polityce przypadków jest niewiele. To kraj, gdzie „czekanie na swoją kolej” ma wymiar niemal rytualny, ale Leo Varadkar nie jest człowiekiem, który czeka z założonymi rękami. On obserwuje, kalibruje, buduje bazę i kiedy nadejdzie moment – ruszy.

Czy zobaczymy go jako kandydata w wyborach prezydenckich? Wiele już teraz na to wskazuje. Choć będzie się zarzekał, że „jeszcze się nad tym nie zastanawiał”, to wszystko, co robi, prowadzi dokładnie w tym kierunku. A Irlandia, która stoi w obliczu coraz bardziej skomplikowanej globalnej rzeczywistości, może właśnie takiego prezydenta zapragnie: z doświadczeniem, z międzynarodowym profilem i z historią, którą zna każdy wyborca.

Leo Varadkar zrezygnował z funkcji taoiseacha w chwili, gdy w oczach opinii publicznej stawał się politykiem zmęczonym, przewidywalnym, obarczonym odpowiedzialnością za kryzysy, na które miał zbyt mały wpływ. Ale gdyby jego prawdziwym celem nie było zejście ze sceny – lecz tylko zmiana kostiumu? Oddanie sterów rządu, by zyskać nową, świeżą rolę – ojca narodu? Wówczas jego odejście byłoby tylko częścią większego planu. Projektu „Feniks”, a prezydentura – jego ostatnim, lecz najważniejszym aktem politycznej kariery.

Bogdan Feręc

Źr. Independent

Photo CC BY 2.0 European People’s Party

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version