Otwarta wojna już trwa
Katastrofalny wynik wyborów uzupełniających w Dublinie stał się przyczynkiem do uaktywnienia obozu przeciwników Micheála Martina, ale i jego zwolennicy zaczynają dawać odpór niezadowolonym.
Tym razem w obronie lidera stanął minister Darragh O’Brien, który zwrócił się przeciwko słowom Jima O’Callaghana, a temu zarzuca podsycanie wewnątrzpartyjnych nastrojów. Niestety nastrój w Fianna Fáil jest tak zły, że do buntu lub nawet wypowiedzenia posłuszeństwa jest bardzo blisko, a to niesie ze sobą wiele zagrożeń.
Po pierwsze może dojść do wymuszenia na Martinie rezygnacji ze stanowiska lidera ugrupowania, co mogłoby się okazać mniej druzgocące w skutkach dla partii, ale może też pojawić się rozłam i fala odejść, więc powstanie kolejna partia na politycznej scenie Irlandii. Do tego drugiego scenariusza jest trochę dalej, ale nie jest niemożliwy, więc i o tym pamiętać powinien lider.
Zmuszenie Micheála Martina do ustąpienia ze stanowiska szefa Fianny, także pociągnie za sobą pewne ważne konsekwencje, gdyż przestanie on być również premierem, a i koalicja może się rozpaść, czyli będziemy mieli przyspieszone wybory. To z kolei nie wróży nic dobrego dla „FF”, albowiem poparcie ogólne na poziomie kilkunastu procent, nie daje możliwości ponownego tworzenia rządu. Oczywiście uratować w takiej sytuacji może Fiannę Fine Gael, gdyby osiągnęło wysoki sukces wyborczy, ale to też stoi pod znakiem zapytania, bo wygrana musiałaby być przeważająca.
Nie zanosi się jednak na takie rozwiązanie, więc Fianna Fáil zmuszona jest teraz do załagodzenia wewnętrznego sporu, a jeżeli chce uniknąć rozwiązań ostatecznych, Martin powinien złożyć kilka ważnych deklaracji. Uratowaniem jedności partii może być np. zapewnienie, iż nie będzie kolejny raz kandydował na funkcję lidera ugrupowania lub odejdzie w najbliższym czasie. Przeciwnicy szefa partii są jednak zdania, iż aby Fianna zaczęła odzyskiwać utracone poparcie, powinno się pozbyć Martina, kiedy do wyborów jest wystarczająco dużo czasu i możliwe jest nadrobienie strat.
Wewnętrzny spór w Fianna Fáil może stać się również ożywczym dla całego kraju, gdyż należy pamiętać, iż opozycjoniści, zarzucają premierowi brak działań w wielu dziedzinach, w tym w zakresie budownictwa i służby zdrowia, a to te kwestie przez mieszkańców kraju uważane są za istotne.
Dramat lidera „FF” polega teraz na tym, by ugasić wewnętrzny ogień, ale również dać na tyle wyraźny sygnał opozycji w Fiannie, by przestała żądać odejścia szefa partii. To jednak może się nie udać, bo wszyscy w „FF” mówią obecnie o jednym więc o słabnącym poparciu społecznym dla działań ugrupowania, ale i niskim wyniku w wyborach uzupełniających, co ma być wskazówką, że kolejne wybory, także będą przegrane, jeżeli fotel lidera i premiera zajmować będzie Micheál Martin.
*
Tak właśnie kończy się, kariera polityczna Martina, w atmosferze, której sam się chyba nie spodziewał, ale nie kto inny, jak ja, już podczas kampanii wyborczej i w chwili tworzenia koalicji o takich wydarzeniach mówiłem. Padło wtedy z moich ust stwierdzenie, że Martin chciałby do swojej kolekcji rządowych stanowisk dodać fotel premiera, co uczynił. Teraz, może już spaść w wysokiego konia, bo w zapisach historycznych, wymieniany będzie, jako premier i lider. Nawiasem mówiąc, kilkanaście lat rządów Martina w Fiannie, dało mu wymuszony sukces, więc jego ugrupowanie ponownie pojawiło się w gabinetach, ale jak widać, krótko mogli cieszyć się i Martin i członkowie Fianna Fáil obecnością w kompleksie rządowym. Każdy niemal lider tak kończy, czyli skazywany jest na polityczną banicję. Dokładnie to stało się z Endą Kennym, który po zdetronizowaniu go przez Leo Varadkara dokończył kadencję w parlamencie, jako zwykły poseł, a teraz, może to czekać Martina, który wraz z wygaśnięciem jego mandatu, przejedzie na emeryturę. Nawiasem mówiąc, taki sam koniec wieszczę Varadkarowi, ale na to, przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
Bogdan Feręc
Źr: Sunday Independent