To jeszcze nie szczyt sezonu grypowego, a już czerwona linia została przekroczona i szpitale dziecięce duszą się od nadmiaru pacjentów, oddziały intensywnej terapii wypełniają się szybciej, niż system potrafi reagować, a lekarze mówią wprost, że takiego naporu nie widzieli od lat albo wcale.
Children’s Health Ireland (CHI), czyli największa grupa szpitali pediatrycznych w Irlandii znalazła się w trybie kryzysowym. Jak przyznaje jej dyrektor ds. klinicznych, poziom krążącego wirusa grypy jest „bezprecedensowy”. To słowo nie pada tu na wyrost, bo rekordowa liczba dzieci wymaga hospitalizacji, wiele z nich trafia na oddziały intensywnej terapii z powikłaniami oddechowymi, zapaleniem płuc, gwałtowną niewydolnością organizmu.
W piątek kierownictwo CHI zwołało dwa spotkania kryzysowe, a cel był prosty, aby znaleźć miejsca dla kolejnych pacjentów, zanim fala uderzy z pełną siłą. Bo wszyscy wiedzą jedno, najgorsze dopiero przed nami. Epidemiolodzy od tygodni powtarzają, że szczyt zachorowań na grypę przypada zwykle później, więc na styczeń i przełom z lutym, a tymczasem szpitale już dziś działają na granicy wydolności.
Problem nie zaczyna się i nie kończy na samej grypie, ponieważ system ochrony zdrowia wchodzi w sezon zimowy osłabiony, do czego przyczyniły się braki kadrowe, ograniczona liczba łóżek i chroniczne przeciążenie oddziałów ratunkowych. Pediatria jest szczególnie wrażliwa, bo dzieci wymagają wyspecjalizowanej opieki, sprzętu i personelu, którego nie da się przygotować z dnia na dzień. Gdy intensywna terapia dla najmłodszych się zapełnia, margines błędu znika.
Lekarze alarmują, że trafiają do nich coraz młodsi pacjenci, często bez wcześniejszych chorób przewlekłych. Grypa w tym sezonie uderza ostro, szybko i bez litości. Dla części dzieci kończy się to kilkudniową hospitalizacją, dla innych walką o każdy oddech. Rodzice czekają godzinami na izbach przyjęć, personel pracuje ponad siły, a decyzje podejmowane są w warunkach permanentnego niedoboru czasu i zasobów.
Ten kryzys obnaża coś więcej niż tylko agresywność wirusa. Pokazuje kruchość systemu, który w normalnych warunkach działa „na styk”, a w sytuacji nadzwyczajnej zaczyna się łamać. Każda kolejna fala infekcji grypy, RSV lub COVID-19 działa jak test wytrzymałości i coraz częściej ten test kończy się wynikiem negatywnym.
Na razie szpitale robią wszystko, by utrzymać kontrolę, przesuwają pracowników, reorganizują oddziały, apelują do rodziców o korzystanie z opieki podstawowej tam, gdzie to możliwe, ale to działania doraźne. Grypa nie negocjuje, a kalendarz epidemiologiczny jest nieubłagany.
Jeśli obecny poziom zachorowań jest rzeczywiście „bezprecedensowy”, to czy system to wytrzyma? Jaką cenę zapłacą najsłabsi, czyli dzieci, zanim politycy i decydenci przyznają, że ochrona zdrowia nie może działać wiecznie na oparach. W pediatrii każdy dzień zwłoki ma konkretny wymiar.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by mohamad azaam on Unsplash


