Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Nowa waluta świata? BRICS przyspiesza marsz ku końcowi ery dolara

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Na świecie dzieje się coś, co jeszcze kilka lat temu brzmiałoby jak science-fiction i kraje rozwijające się coraz głośniej mówią jednym głosem, że mają dość życia w cieniu dolara. Nie chodzi tu o bunt przeciwko Stanom Zjednoczonym, lecz o poczucie, że świat stał się zbyt jednobiegunowy, a amerykańska waluta – zbyt wszechwładna.

Blok BRICS, czyli Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Republika Południowej Afryki zyskał w ostatnim czasie nowych członków: Egipt, Etiopię, Iran, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Arabię Saudyjską, więc nie jest to już niszowe forum, lecz koalicja, która łącznie generuje ponad jedną trzecią światowego PKB. I ta właśnie grupa postanowiła przyspieszyć prace nad czymś, co może wstrząsnąć globalnym systemem finansowym: własną wspólną walutą. Odpowiedź jest prosta: żeby nie płacić za wszystko w dolarach, bo choć świat się zmienia, handel wciąż kręci się wokół zielonych banknotów z portretem Waszyngtona. Według szacunków, około 80% wszystkich transakcji międzynarodowych odbywa się w dolarze.

Dla krajów rozwijających się to kosztowne i ryzykowne uzależnienie. Kiedy amerykańska Rezerwa Federalna podnosi stopy procentowe, dolary drożeją, a import w Azji, Afryce czy Ameryce Południowej automatycznie staje się droższy. Jednak gdy na horyzoncie pojawiają się sankcje – tak jak wobec Rosji – system oparty na dolarze zamienia się w narzędzie nacisku. Nic więc dziwnego, że prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva otwarcie powiedział: „Nie chodzi o zastąpienie walut narodowych, lecz o to, by świat miał wybór”.

Nowa waluta BRICS nie ma być fizycznym banknotem, tylko cyfrowym systemem rozliczeniowym opartym na najnowszych technologiach. Projekt roboczo nazywany „BRICS Pay” działa obecnie w formie pilotażu i pozwala dokonywać transakcji między krajami członkowskimi bez udziału zachodnich banków oraz pośredników. Pomysł wprowadzenia do obiegu waluty zakłada natomiast, że ta nowa jednostka będzie oparta na koszyku walut narodowych, czyli realu, juanie, rupii, rublu, randzie i innych, co zapobiec ma dominacji którejkolwiek z nich. Część ekonomistów mówi nawet o złocie i ropie naftowej jako zabezpieczeniu wartości nowego pieniądza.

System wykorzystywać będzie też technologię blockchain, która gwarantuje przejrzystość i bezpieczeństwo. Banki centralne BRICS testują już rozliczenia w czasie rzeczywistym, a platformy takie jak mBridge (łącząca Chiny, Tajlandię i ZEA) pokazują, że technicznie to możliwe.

Na poziomie praktycznym zmiany już się dzieją. Brazylia handluje z Chinami w realach i juanach, Indie kupują rosyjską ropę za rupie, a Arabia Saudyjska testuje sprzedaż ropy w tzw. petrojuanie. Wszystko to dzieje się w ciszy, ale ma realny wymiar finansowy. Umowy swapowe między bankami centralnymi pozwalają rozliczać miliardy dolarów bez udziału… dolara. Według danych z 2025 roku połowa transakcji wewnątrz BRICS odbywa się już w chińskim renminbi – oficjalnej walucie Chin. Ważne jest, że nie ma mowy o rewolucji z dnia na dzień, a raczej chodzi o cichą ewolucję, która krok po kroku zmienia globalne przepływy finansowe.

W Waszyngtonie nikt nie udaje, że nic się nie dzieje. Prezydent Donald Trump już w styczniu ostrzegł, że „każdy, kto próbuje podważyć dominację dolara, może liczyć na 100-procentowe cła”. Jego wpisy w mediach społecznościowych wywołały panikę wśród analityków giełdowych, ale dla BRICS były… najlepszą reklamą. Bo nic tak nie mobilizuje krajów rozwijających się, jak poczucie, że świat finansowy wciąż jest zdominowany przez jednego gracza. W efekcie kolejne państwa – od Indonezji po Algierię – zgłaszają chęć dołączenia do inicjatywy. Unia Europejska patrzy na to wszystko z mieszanymi uczuciami. Oficjalnie przyznaje, że dedolaryzacja to zrozumiały trend, ale nie ukrywa obaw przed „fragmentacją rezerw walutowych”, ponieważ im więcej nowych walut, tym trudniej o stabilność.

Największym teraz wyzwaniem dla nowej waluty BRICS są… same różnice między jej twórcami. Chiny – z ogromnymi rezerwami dolarowymi – nie chcą ryzykować destabilizacji globalnego systemu, w którym same dobrze się odnajdują. Indie obawiają się z kolei zbyt dużej dominacji juana. Rosja, choć chętna, musi zmagać się z sankcjami, które ograniczają jej dostęp do rynków kapitałowych. Dlatego plan zakłada powolne wdrażanie. Najpierw rozliczenia w handlu surowcami, potem w towarach przemysłowych, a dopiero na końcu – stworzenie realnego systemu rezerwowego.

Jeśli projekt się powiedzie, kraje Globalnego Południa zyskają większą suwerenność finansową. Będą mogły także handlować taniej, szybciej i bez obaw o sankcje czy wahania kursów dolara. Wielu ekspertów ostrzega, że fragmentacja systemu walutowego może prowadzić do chaosu – większej zmienności kursów, trudniejszych rozliczeń i ryzyka politycznych napięć. Jedno jest obecnie pewne i można o tym mówić z przekonaniem: świat już nie wróci do czasów, gdy dolar był jedynym królem.

Jeszcze dekadę temu nikt nie traktował poważnie idei, że dolar mógłby stracić monopol. Dziś coraz więcej ekonomistów mówi o nowej architekturze finansowej, w której różne regiony świata mają swoje własne systemy rozliczeniowe. To nie będzie koniec dolara, ale może to być koniec świata, w którym liczy się tylko dolar. Jak ujął to Lula: „Nie chcemy wojny walut. Chcemy wolności wyboru” i wygląda na to, że ten wybór właśnie zaczyna się materializować – cyfrowo, globalnie i po nowemu.

Bogdan Feręc

Źr. BRICS Info

Fot. Brasil BRICS

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version