Nie sprzedają, żeby mieć czym handlować

Wiele punktów sprzedaży detalicznej, zaczęło już wcześniej robić zapasy, a wszystko związane jest z problematycznymi dostawami.

Tak samo jest w przypadku księgarń, bo i one gromadzą zapasy książek oraz innych wydawnictw, aby mieli czym handlować w okresie bezpośrednio poprzedzającym święta.

Właściciele sklepów przemysłowych stwierdzają, że musieli w tym roku zacząć działać w odmienny sposób, aby zabezpieczyć się na okres przedświąteczny, więc zgromadzić odpowiednie zapasy. Duża część oferty handlowej oczekuje obecnie w magazynach, a pojawi się dopiero z końcem tego lub na początku przyszłego miesiąca.

Powoduje to pewne opóźnienia w prezentowaniu nowości wydawniczych i znajdą się one na ekspozycjach znacznie później niż ich oficjalne światowe premiery. Problemem są łańcuchy dostaw wiodące z Wielkiej Brytanii do Irlandii, a opóźnienia już wcześniej sięgały kilku tygodni, więc w reakcji na tę sytuację, księgarze zaczęli znacznie wcześniej przygotowywać się do świąt Bożego Narodzenia.

Odpowiedzialnym za taki stan rzeczy jest głównie Brexit, ale i popandemiczne braki materiałowe, jednak nie tylko te czynniki, bo i brak rąk do pracy, w tym w transporcie.

Jak powiedział właściciel Kennys Bookshop z Galway Tomás Kenny, 85% zaopatrzenia jego księgarni stanowią książki wydawane w Wielkiej Brytanii, a w tym przypadku, opóźnienia w dostawach sięgały niekiedy nawet ośmiu tygodni.

Tomás Kenny:

– Musimy importować prawie wszystko, co sprzedajemy. Wydawcy z Wielkiej Brytanii zatrudniają mniej pracowników w swoich centrach dystrybucyjnych, ponieważ wielu z nich to mieszkańcy Europy Wschodniej, którzy nie mieszkają już na sąsiedniej wyspie.

Kenny dodał, że zgromadził już spore zapasy książek, aby wystawić je do sprzedaży w okresie przedświątecznym, a to zapewni, że klienci, którzy postanowią obdarować swoich bliskich lub znajomych takim właśnie prezentem, będą mieli dostęp do najnowszych pozycji wydawniczych.

Bogdan Feręc

Źr: The Times