Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Nie chcę wpływać, ale zagłosuję na nią. I Wam też nic nie zasugeruję – poza tym, co właśnie powiedziałem

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Premier Micheál Martin to człowiek znany z dyskrecji tak subtelnej jak krowa na trampolinie, a właśnie ogłosił, że absolutnie, pod żadnym pozorem, nie będzie wpływać na wyborców Fianna Fáil. Nie będzie nic sugerować, naciskać ani podpowiadać. Każdy ma sam zdecydować, kogo wybierze na prezydenta. Koniec kropka. A teraz informacja zupełnie niezwiązana z jego wypowiedzią, bo szef rządu zagłosuje na Heather Humphreys z Fine Gael.

Ale powoli. Najpierw Martin zapewnił naród – również tych, którzy już dawno uciekli do Australii, że jego partia nie będzie nikomu niczego 24 października narzucać. Żadnych instrukcji, żadnych list poparcia, żadnych „jak głosować, żeby nie wyjść na idiotę”, bo, jak wyjaśnił z polityczną mądrością starego druida: „Kiedy zaczyna się ludziom mówić, jak głosować, zazwyczaj robią coś przeciwnego”. Dlatego zero wpływu. Zero presji. Zero sugestii.

A potem – absolutnie nie wpływając – ogłosił, że osobiście zagłosuje na kandydatkę Fine Gael Heather Humphreys, ponieważ jest proeuropejska, proprzedsiębiorcza i najbliższa jego sercu oraz politycznej orientacji. Oczywiście to tylko „osobiste stanowisko” i żadna tam wskazówka, co najwyżej spontaniczny monolog do mikrofonów.

Na tle tej wypowiedzi szczególnie zabawny jest fakt, że jego poprzedni pupil Jim Gavin wycofał się z wyścigu szybciej niż polityk z komitetu etycznego po kontroli z Revenue. Afera z niewypłaconą nadpłatą wobec byłego lokatora okazała się większym problemem niż program wyborczy. Martin musiał więc przepraszać swoich posłów za „katastrofę”, co w języku polityki oznacza sytuację tak żenującą, że nikt nie śmie nawet udawać, że jest okej.

Ale wracajmy do nie-sugestii. Na pytanie dziennikarzy, czy może zagłosuje na Catherine Connolly, premier odpowiedział serdecznym „Nie, oczywiście, że nie”, bo Connolly jest – jego zdaniem – „antyeuropejska”, co w polityce oznacza tyle, że nie klaszcze wystarczająco długo po każdym komunikacie Komisji Europejskiej. Humphreys tymczasem – jak wspomniał tylko 15 razy – reprezentuje właściwe podejście gospodarcze, europejskie i przedsiębiorcze, ale każdy niech głosuje, jak chce! Oczywiście…

Żeby nikt nie pomyślał, że chodzi o jakiekolwiek referendum w sprawie rządu, Martin zawczasu to uciął: „To nie jest referendum w sprawie rządu. Nie akceptuję tego założenia”. To, że kandydat Fianna Fáil zaliczył głośny skok na twarz, a premier głosuje na kandydatkę koalicjanta, absolutnie nie ma żadnego związku z oceną rządu. Przypadek, koincydencja, mgła polityczna? Zdaniem premiera ludzie wybiorą „osobę najlepiej przygotowaną do pełnienia funkcji konstytucyjnych”, a skoro on już wie, kto nią jest, to tylko uprzejmie poinformował. Nie, żeby zaraz namawiał, przecież nie stoi w drzwiach z kartką „Heather albo hańba”!

W tle tego wszystkiego Jim Gavin wciąż widnieje na karcie wyborczej jak duch partii – kandydat-widmo, którego głosy będą liczone tylko wtedy, gdy wynik będzie tak dramatyczny, że nawet wróżbita z Człuchowa wzruszy ramionami.

Podsumowując: premier Micheál Martin nie mówi Wam, jak głosować. On tylko głośno, publicznie i z pełnym przekonaniem opowiada, jak sam zagłosuje, dlaczego Wasza alternatywa jest antyeuropejska i czemu jego wybór jest najlepszy dla kraju. A reszta? Róbcie, co chcecie, byle po cichu, a najlepiej, tak samo, jak premier dumnej Irlandii.

Bogdan Feręc

Źr. Independent

Photo by Dima Yakushin on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version