Irlandia wciąż jest w szoku po podpaleniu ośrodka dla osób ubiegających się o azyl w Droghedzie. To cud, że nikt nie zginął – mówią mieszkańcy tego miasta, a wśród uratowanych z najwyższego piętra było czworo dzieci, w tym niemowlę. Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiedziało natychmiastowy przegląd bezpieczeństwa wszystkich ośrodków IPAS (International Protection Accommodation Service) w całym kraju. Decyzja ta to nie tylko reakcja na tragedię – to próba zapanowania nad narastającym napięciem społecznym i falą lęku, która rozlała się po irlandzkich miastach.
Minister sprawiedliwości, spraw wewnętrznych i migracji potwierdził, że po incydencie w Droghedzie wszystkie ośrodki zostaną sprawdzone „tak szybko, jak to możliwe”. Jak stwierdził Colm Brophy w programie stacji RTÉ, bezpieczeństwo mieszkańców musi być teraz „kwestią najwyższej wagi”. Brophy nie ukrywał wstrząsu po obejrzeniu nagrania z pożaru: – To była naprawdę szokująca zbrodnia. Umieszczenie substancji łatwopalnej na klatce schodowej, gdzie przebywały dzieci, mogło zakończyć się tragedią – powiedział.
Z dotychczasowych ustaleń An Gharda Síochána wynika jednoznacznie: ogień nie był przypadkiem. To było celowe podpalenie, dokonane przez nieznaną osobę lub osoby. Policja potwierdziła, że na miejscu znaleziono ślady substancji przyspieszającej spalanie.
Kobieta pochodząca z Ghany, mieszkająca w budynku, opowiadała, że czekała na zewnątrz, dopóki strażacy nie wynieśli jej dzieci z płonącego piętra. W sobotę rano społeczność w Droghedzie obudziła się w atmosferze przerażenia i gniewu. Część rodzin z ośrodka przeniesiono do tymczasowych miejsc zakwaterowania, a łącznie 28 osób straciło dach nad głową. Kilka trafiło do szpitala, na szczęście bez poważnych obrażeń.
Minister Jim O’Callaghan potwierdził, że otrzymał zaktualizowane raporty od policji, że osoby odpowiedzialne za podpalenie zostaną „pociągnięte do odpowiedzialności z całą surowością prawa”. Garda zaapelowała o pomoc do świadków – każdy, kto przebywał w piątek między 19:30 a 20:20 w rejonie Georges Street w Droghedzie, proszony jest o kontakt z policją. Ale nawet jeśli winnych uda się znaleźć, pytanie pozostaje: jak to możliwe, że ktoś w ogóle zdecydował się na taki czyn?
Pochodząca z Nigerii i mieszkająca w Droghedzie od ponad 24 lat radna Ejiro O’Hare mówi wprost – to nie tylko zbrodnia, to sygnał alarmowy. – Osoby odpowiedzialne nie reprezentują mieszkańców Droghedy – podkreśla. Jako zastępca dyrektora ds. pielęgniarstwa w szpitalu, O’Hare odwiedziła poszkodowane rodziny, przyniosła im ubrania i wsparcie. Opowiadała, jak dzieci pytały ją ze łzami w oczach: „Ciociu, czy ten człowiek trafi do więzienia? On nas prawie zabił”. O’Hare dodała, że wśród ofiar była kobieta, która dopiero co wróciła ze szpitala po cesarskim cięciu z 20-dniowym niemowlęciem. – Ma tylko dwie ręce, a musiała ratować czwórkę dzieci. To cud, że przeżyli – powiedziała.
Społeczność migrantów w Droghedzie jest wciąż niespokojna i obawia się o bezpieczeństwo, natomiast O’Hare dodała, że sama niedawno usłyszała na ulicy rasistowskie komentarze pod adresem swojej córki. – Ktoś powiedział do niej: „Wracaj do swojego kraju. Po co tu jesteś?” – mówi. Takie incydenty, choć wciąż pojedyncze, pokazują, jak kruchy staje się społeczny spokój w miejscach, gdzie ośrodki IPAS działają od lat.
Władze Irlandii wiedzą, że sytuacja jest poważna, a w ostatnich miesiącach IPAS-y stały się jednym z najczęściej krytykowanych elementów rządowej polityki migracyjnej. System, który miał być przejściowy i humanitarny, coraz częściej funkcjonuje jak sieć tymczasowych obozów, w których ludzie tkwią miesiącami, bez poczucia bezpieczeństwa i bez realnych perspektyw. Na dodatek wiele z tych ośrodków to budynki adaptowane naprędce, czyli stare hotele, dawne akademiki, czasem centra handlowe, które nie zawsze spełniają rygorystyczne normy bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Pożar w Droghedzie uświadomił chyba rządowi, jak wielkie jest to ryzyko. Dlatego właśnie zapowiedziano ogólnokrajowy audyt bezpieczeństwa: od kontroli alarmów i dróg ewakuacyjnych po systemy monitoringu i procedury reagowania kryzysowego. Kontrole mają objąć wszystkie centra IPAS, a także inne obiekty używane do zakwaterowania osób ubiegających się o ochronę międzynarodową.
– To nie może się powtórzyć – powiedział Brophy. – Każde dziecko, każda matka, każdy człowiek w tych ośrodkach ma prawo czuć się bezpiecznie.
Problem w tym, że bezpieczeństwo fizyczne to tylko wierzchołek góry lodowej, bo w tle widać narastające napięcia społeczne, protesty w miastach i rosnące poczucie frustracji po obu stronach – zarówno wśród migrantów, jak i części lokalnych mieszkańców. Podpalenie w Droghedzie może więc stać się punktem zwrotnym: sygnałem, że polityka doraźnych rozwiązań i „tymczasowych zakwaterowań” osiągnęła granice. Sprawa jest z całą pewnością poważna, bo gdy ludzie zaczynają podpalać miejsca, w których inni szukają schronienia, to nie jest już tylko problem bezpieczeństwa. To problem społecznej kondycji państwa.
Wszystkie irlandzkie ośrodki IPAS czeka teraz kontrola bezpieczeństwa, ale tak naprawdę kontrola potrzebna jest znacznie głębsza – nad całym systemem. Jeśli ten kraj, który chce być symbolem humanitaryzmu, a pozwala, by matki z niemowlętami uciekały z płonących budynków, to znaczy, że płonie coś więcej niż tylko schody w Droghedzie. Płonie właśnie poczucie, że to miejsce jest bezpieczne dla każdego.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Fot. Kadr z nagrania kamer przemysłowych (podpalenie IPAS w Droghedzie)


