W ostatnich dniach Irlandia żyła doniesieniami o rozbiciu przez Gardę grupy podejrzewanej o planowanie ataku na meczet w Galway. Według informacji policji zatrzymane osoby miały przygotowywać się do działań z użyciem broni i ładunków wybuchowych. Sprawa trafiła do sądu, a szczegóły śledztwa pozostają objęte procesowym ograniczeniem podawania ich do publicznej wiadomości.
Mimo to premier Micheál Martin już zarysował polityczne tło wydarzeń, określając podejrzanych jako część „uzbrojonej skrajnie prawicowej grupy” i podkreślając, że „nie ma usprawiedliwienia dla grupy zbrojnej”.
Trudno nie zgodzić się z tym drugim stwierdzeniem, bo państwo prawa nigdy nie powinno dawać taryfy ulgowej terroryzmowi, niezależnie od barw ideowych. Jednak pierwsza część wypowiedzi premiera bardziej przypomina puentę politycznego przemówienia niż ostrożny głos lidera, który powinien jednak poczekać na ustalenia sądu. Zainteresowanie polityków dopisaniem własnego komentarza do jeszcze niewyjaśnionych spraw staje się już elementem rytuału. W kraju pojawia się jakiś potencjalny kryzys, a wraz z nim ścieżka, która malowniczo prowadzi prosto do z góry przygotowanej narracji.
Można odnieść wrażenie, że zanim śledczy dokończą pracę, politycy już mają gotowe zakończenie. To szczególnie problematyczne, gdy dotyczy bezpieczeństwa narodowego, gdzie emocje łatwo przejmują ster nad chłodnym osądem. Skrajny ekstremizm, jeśli zostanie potwierdzony, musi być ścigany bezwzględnie. Ale przypinanie etykiet w trybie ekspresowym – „skrajna prawica”, „grupy zbrojne”, „ideologiczne zaplecze” – staje się jednocześnie politycznym skrótem, który częściej mówi nam o aktualnym sporze publicznym niż o stanie akt sprawy.
Premier Martin słusznie pochwalił działalność Gardy, bo irlandzka policja dobrze wykonała swoją pracę, którą w cywilizowanym kraju wykonuje się po cichu, skutecznie i bez politycznych dopowiedzeń. Resztę należy zostawić w rękach wymiaru sprawiedliwości. Proces budowania atmosfery wokół tego zdarzenia, które ma, czego możemy się domyślać, posłużyć jako przestroga albo amunicja w debacie publicznej, nie powinien zastępować procesu ustalania faktów.
Tak szybkie łączenie niepokojących zdarzeń z gotową tezą to pokusa, której politycy ulegają zbyt często, niezależnie od szerokości geograficznej. Zadaniem państwa jest chronić obywateli, a nie korzystać ze wstrząsów, by utwierdzać wcześniej zapisane scenariusze. Irlandia zasługuje na więcej niż odruchem lub intencją kreślone morały. Potrzebuje cierpliwego dochodzenia, wniosków opartych na dowodach i polityków, którzy nie budują mostów między wydarzeniami, zanim te w ogóle zostaną zbadane.
Czasem, o czym warto pamiętać, najgłośniejsze zdanie nie jest tym najtrafniejszym, a najpewniejsza narracja wcale nie musi być najbliższa prawdzie. I nie chodzi tu, aby strofować premiera, ale wskazać, że nie jest ani funkcjonariuszem Gardy, ani sędzią w tej sprawie.
Bogdan Feręc
Źr. Independent


