Łukasz Tygerski: Dla kogo te Oxfordy
Dostałem informację, że czasem używam zbyt dużych skrótów myślowych, więc teraz będę ładnie prowadził za rączkę.
Dawno, dawno temu w 2005 r. Polska weszła do UE – zapisała się do klubu Europa, z przysięgą, że będzie ‘keine grenzen’. Ale podobnie jak Michał Wiśniewski, zamiast wykorzystać nowe możliwości…
No ale po kolei. Rafał Ziemkiewicz chciał odwiedzić córkę na Oxfordzie, ale go cofnęli na Heathrow i wysłali z powrotem. Taki mniej więcej jest consensus nagłówków. Nikt się nie pyta: ale jak to za granicę? I to tam, gdzie już w 2018 r. odwołali mu trasę promującą książkę. I on chciał tam wywieźć córkę? Czy ona chciała, jeden pies…
Bo to było tak. Jak tylko się te granice otworzyły w tym 2005 r., to już wszyscy mieli zabukowane loty. Tanie loty, wiadomo. W jedną stronę, a jak, najwyżej się nie uda. I nagle w największych angielskich miastach zrobiło się pełno Polaków. W Polsce drwili, że polecieli ‘na zmywak’. To tak w kontraście do wyjazdu ‘na truskawki’ do Niemiec. Jeszcze były fabryki zabawek w Holandii, ale to osobny temat.
No i ci Anglicy… oni za bardzo nie wiedzieli, z czym im przyjdzie się zmierzyć. No bo niby skąd? Anglia to wyspa, Polska może czasem się dostała na jakieś zawody w piłce nożnej i może gdzieś był jakiś mecz tu czy tam, na który przylecieli kibice, ale to mniej więcej tyle. No bo o tych lotnikach z Dywizjonu 303 to też tam nie każdy słyszał.
A tu nagle taka fala. Bardzo szybko się okazało, że przyjezdni są opryskliwi, niepokorni i zopiniowani. Oraz niejednokrotnie szkodliwi, gdy w grę zaczął wchodzić alkohol.
Piętnaście lat później już nie było żadnego confusion. Większość Anglików już wie, kto to Polak i jakie ich typy występują w naturze. I jakich gatunków sobie nie życzą na swojej drodze.
To nie dlatego, że pięć lat wcześniej zaczęła się pisioriada polska.
Choć czasem mam wrażenie, że komuś się coś pomyliło. Teoretycznie nie ma granic, każdy obywatel UE jest obywatelem wszystkich krajów członkowskich, ale niektórzy wychodzą z założenia, że jak nie są ‘u siebie’ to mogą robić gn*j. Przy czym oczywiście traktują miejsce swojego pobytu, jakby byli u siebie i jednocześnie byli w gościach.
To jest jak w tej anegdocie, jak ktoś przychodzi w gości i gospodarze mówią, żeby się rozgościł i czuł jak u siebie. Na to on siada na kanapie, zdejmuje buty, kładzie nogi na ławie (z uroczymi dziurami w skarpetach), otwiera browara i chwyta za pilota.
No to mieszka taki jeden z drugim w Londonie czy innym Liverpulu i deklaruje jacy to ‘Angole’ są durni. Ale żyje tam, pracuje lub się opie*dala i pomimo wszystkiego nadal jest w gościach, ale ubliża gospodarzom na każdym kroku, nie wspominając już o tych, co robią siarę swoim zachowaniem.
Gloryfikują Polskę, ale tam nie żyją, także w zasadzie nie mają zielonego pojęcia jak się tam żyje. Chyba że, z plotek lub opowieści. I pisiaki im skręcają na prawo. Prawie jak amerykańscy Konfederaci, którzy nie uznają prawa federalnego i w zasadzie najchętniej przywróciliby niewolnictwo. Już nie wspomnę o strzelaniu do ludzi.
Ale w tym Inglandzie pojawiło się przez te ostatnie dwie dekady też dużo innych narodowości, niejednokrotnie o ciemniejszej karnacji skóry.
W myśli tych przewlekle rozgoszczonych Polaków, to całe towarzystwo jest po prostu nieumyte.
To jest w zasadzie jeden z siedmiu grzechów głównych w pigułce: pycha. I nie, nie chodzi tu o to, że coś jest smaczne. Raczej niektóre komentarze Pana Krzysia nie są nikomu w smak.
Może to było coś na zasadzie: jak prezydentowa córka poleciała, to ja też chcę. Nie wiem, nie mam pojęcia.
Ale może gdyby te fale uchodźców z Polski były inne, to by nikogo nie cofali na granicy. Ale moment, moment, przecież w Polsce nie było innych fali uchodźców z Afganistanu…
Łukasz Tygerski