To nie fikcja ani jednostkowy incydent – irlandzki system świadczeń rodzinnych został wykorzystany w sposób, który stawia poważne pytania o kontrolę, bezpieczeństwo danych i odpowiedzialność państwa. Jak ustalił portal Extra.ie, rodziny mieszkające w Wielkiej Brytanii od lat pobierają irlandzki zasiłek na dziecko, posługując się fałszywymi adresami, fikcyjnymi zgłoszeniami porodu i minimalnym kontaktem z instytucjami zdrowia publicznego. A wszystko to na koszt irlandzkich podatników.
Według relacji źródeł znających sprawę proceder jest zaskakująco prosty:
- Rodziny z Wielkiej Brytanii przylatują do Irlandii, zwykle na krótko.
- Podają zmyślony lub „pożyczony” adres – często znajomego, czasem zupełnie fikcyjny.
- Rejestrują nowo narodzone dziecko jako urodzone w domu na terenie Irlandii.
- Odbywają jedną wizytę kontrolną w klinice HSE, co pozwala otworzyć dokumentację i uruchomić świadczenia.
- Wracają do Wielkiej Brytanii i pobierają zasiłek rodzinny przez kolejne lata, unikając dalszych badań i kontaktu ze służbami.
Wykorzystują przy tym brak spójnego systemu weryfikacji adresów oraz niemal całkowity brak fizycznej kontroli po pierwszym zgłoszeniu.
Najbardziej druzgocące szczegóły dotyczą sytuacji, w których:
- dzieci nigdy realnie nie mieszkały w Irlandii,
- państwo przez lata nie zauważało ich nieobecności,
- pomimo zgłoszeń od Tusla i Gardy wypłaty świadczeń były kontynuowane.
W jednym przypadku opisanym przez Extra.ie, dziecko zarejestrowano pod fałszywym adresem w Tallaght, później rodzice twierdzili, że przenieśli się do Galway, a ostatecznie okazało się, że od zawsze mieszkali… w Leeds. Przez dwa lata pobierali zasiłek, nie mając żadnych związków z Irlandią.
Jeszcze poważniejszy skandal dotyczy wypłat świadczeń dla dzieci, które nie żyły – jak Kyran Durnin i Daniel Aruebose. Ich przypadki ujawniły, że państwo potrafi wypłacać pieniądze nawet wtedy, gdy nie ma kontaktu z rodziną, a dziecko od dawna nie figuruje w systemie zdrowia.
Źródło cytowane przez Extra.ie nie owija w bawełnę: „System jest podatny na nadużycia. Mamy dzieci, które umarły, a rodzice nadal pobierają zasiłki. Mamy dzieci, których w ogóle tu nie było. Przestępcy robią to od lat”.
Garda i Tusla miały wielokrotnie zgłaszać przypadki do Departamentu Ochrony Społecznej – wypłaty jednak trwały. Według źródeł, wśród społeczności w Wielkiej Brytanii krąży od pewnego czasu informacja, że irlandzki system łatwo oszukać, szczególnie dzięki swobodzie przemieszczania się między oboma krajami.
Z danych uzyskanych przez posła Johna Paula O’Sheę wynika, że:
- ponad 3000 osób mieszkających poza Irlandią pobiera świadczenia na ponad 6000 dzieci,
- kosztuje to podatników około 866 000 euro miesięcznie,
- rocznie to ponad 10,4 mln euro.
Wnioski dotyczą 22 krajów, jednak najwięcej z Wielkiej Brytanii. Sam system nie zabrania wypłat za granicę, ale wymaga udokumentowanego związku z Irlandią. Tyle że – jak widać – nikt skutecznie tego nie sprawdza.
Poseł Fine Gael John Paul O’Shea zapowiedział, że sprawa trafi pod obrady Komitetu Ochrony Socjalnej Oireachtas, a jak podkreśla: „W systemie zabezpieczenia społecznego nie ma miejsca na oszustwa”.
Departament Ochrony Społecznej broni się, mówiąc o „wieloetapowej weryfikacji” i „regularnym sprawdzaniu kwalifikacji”. Tusla deklaruje, że każde podejrzenie nielegalnej działalności jest zgłaszane odpowiednim instytucjom.
A Garda? Póki co – brak komentarza.
Ta afera pokazuje nie tylko kreatywność beneficjentów, ale też ogromne braki kontrolne państwa. Fikcyjne adresy, brak weryfikacji miejsca pobytu dziecka, kontynuowanie wypłat po zgłoszeniach ze strony służb i brak koordynacji między instytucjami – to nie luki, to wyrwy. Gdzie jest największe ryzyko? Że system straci wiarygodność, a podatnicy cierpliwość, bo jeśli państwo nie jest w stanie sprawdzić, czy dziecko istnieje i gdzie mieszka, to nie jest to tylko błąd – to zaproszenie do kolejnych nadużyć.
Bogdan Feręc
Źr. Extra.ie