Słońce powoli zachodzi nad zielonymi pastwiskami, a wraz z nim blednie wizja lewicowej jedności w nadchodzących wyborach prezydenckich w Irlandii. Wygląda na to, że marzenie o wspólnym kandydacie, który zjednoczyłby niektóre siły narodu, rozbija się o twardą skałę politycznej rzeczywistości, a dokładniej o Sinn Féin.
Zgodnie z najnowszymi doniesieniami, jest coraz mniej prawdopodobne, żeby Sinn Féin, partia o burzliwej przeszłości i stale rosnących wpływach wzięła udział w nominowaniu wspólnego kandydata lewicy. To stawia pod znakiem zapytania całą strategię Partii Pracy, Socjaldemokratów i Zielonych, którzy liczyli na to, że pod lewicowym sztandarem uda im się znaleźć nazwisko zdolne do walki o Áras an Uachtaráin, czyli rezydencję prezydenta.
Okazuje się, że potencjalni kandydaci, choć otwarci na wsparcie szerokiego spektrum lewicowych partii, mają pewien problem – trudno im wyobrazić sobie start ze sztandarem Sinn Féin, który powiewać będzie obok nich. To, co dla jednych jest historyczną partią walczącą o niepodległość i sprawiedliwość społeczną, dla innych wciąż nosi piętno przeszłości. Liderzy Sinn Féin, w tym sama Mary Lou McDonald starają się łagodzić swój wizerunek, widać, że wciąż budzą pewne opory w środowiskach, które cenią sobie nieskazitelność polityczną.
Sytuacja przypomina polityczną grę w szachy, gdzie każdy ruch ma swoje konsekwencje. Czy Sinn Féin zdecyduje się na wystawienie własnego, mocnego kandydata, ryzykując rozbicie lewicowego elektoratu? Czy pozostałe partie lewicy znajdą kogoś, kto będzie w stanie przełknąć gorzką pigułkę startu pod sztandarem, który niekoniecznie im odpowiada? A może czeka nas scenariusz, w którym lewica, podzielona na kilka frakcji, pozwoli na łatwe zwycięstwo kandydatowi z centroprawicy?
Jedno jest pewne: kampania prezydencka w Irlandii zapowiada się arcyciekawie. Nie tylko ze względu na potencjalnych kandydatów, ale także z powodu wewnętrznych rozgrywek i prób budowania koalicji, które mogą zakończyć się politycznym fiaskiem. Trzymajmy kciuki, żeby w tym całym zamieszaniu nie zapomniano o tym, co najważniejsze, więc o przyszłości Irlandii.
Na wyspie wybory też mogą charakteryzować się mnogością kandydatów, co będzie pokazywać, że politycznej zgody od dawna nie ma na irlandzkiej scenie politycznej. Jeżeli natomiast tak się stanie, społeczeństwo także prawdopodobnie pokaże, iż nie jest już tak jednoznaczne w ocenach i w pierwszej turze głosy będą rozczłonkowane w sposób istotny.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Fot. CC BY-SA 2.0 michael kooiman