W Irlandii jest pewna tradycja równie stara jak deszcz, co kilka lat, a niekiedy co kilka miesięcy rząd ogłasza „nowy plan mieszkaniowy”. Zawsze ma on być „przełomowy”, „kompleksowy” i „długofalowy”, a kończy się jak zwykle: brakiem mieszkań, rosnącymi czynszami i następnym rokiem tłumaczeń, że „problem jest złożony”. Tym razem premier Micheál Martin obiecuje, że już za miesiąc poznamy świeżutki, pachnący farbą drukarską „Narodowy Plan Mieszkaniowy”.
Plan ten ma określać ramy finansowe na pięć lat i dłużej, a więc dokładnie tak, jak wszystkie poprzednie plany, które po kilku sezonach można znaleźć w zakurzonych szufladach ministerialnych urzędników, tuż obok niedokończonych raportów i zapomnianych obietnic.
Premier przyznał, że mieszkań buduje się za mało, ale winę za to zręcznie przerzucił na sektor prywatny, bo państwo, jak stwierdził, „nie jest w stanie wybudować całej niezbędnej liczby mieszkań”. Innymi słowy: rząd umywa ręce, ale zostaje na stanowisku głównego komentatora sytuacji. Cóż, ktoś musi stać na trybunie i liczyć, że w sektorze prywatnym pojawi się cudotwórca.
Taoiseach Martin marzy o 50–60 tysiącach mieszkań rocznie, co brzmi to imponująco, zwłaszcza że obecnie udało się osiągnąć liczby godne raczej średniego miasteczka niż europejskiej stolicy kryzysu mieszkaniowego. Ale przecież „trzeba zmniejszyć zależność sektora prywatnego od finansowania państwowego” – co brzmi jak odkrycie, że deszcz jest mokry.
Problem bezdomności również jest „bardziej złożony” i szef gabinetu przypomniał, że nie wszyscy chcą przyjmować mieszkania zastępcze, bo aż 26% w Cork odrzuciło oferty. To bardzo wygodna narracja: oto państwo stara się jak może, ale ludzie są „specyficzni”. I to dlatego wciąż widzimy rodziny w hotelach, dzieci w tymczasowych schroniskach i bezdomnych w namiotach w Dublinie. Bo przecież to nie tylko brak mieszkań, to „struktura zjawiska”.
*
Plan ma więc wszystko: piękne wizje, frazy o „ogromnym zaangażowaniu państwa” i obietnicę, że kiedyś – może w 2030, a może w 2080 roku wszyscy będziemy mieszkać w ciepłych, tanich mieszkaniach. Problem tylko w tym, że rząd wciąż myli politykę mieszkaniową z poezją. A mieszkań, jak nie było, tak nie ma, czyli „tu na razie jest ściernisko” i tak chyba pozostanie…
W mojej ocenie nowy Narodowy Plan Mieszkaniowy oczywiście, że będzie, ale jeśli ktoś liczy, że zobaczy dzięki niemu dach nad głową, to równie dobrze może poczekać na tęczę, która wybuduje mu dom z garnca złota.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Photo by Ernie Journeys on Unsplash