Choć osoby z Zielonej Wyspy kochają swoje samochody równie mocno, jak rozmowy o pogodzie, październik przyniósł wyraźne ochłodzenie także w motoryzacji. Według danych Society of the Irish Motor Industry (SIMI) liczba rejestracji nowych samochodów spadła o 9,3% w porównaniu z październikiem roku ubiegłego. To pierwszy taki spadek od maja – i choć nie zwiastuje jeszcze katastrofy, jest wyraźnym znakiem, że rynek zaczyna łapać zadyszkę.
W zeszłym miesiącu zarejestrowano 2192 nowe samochody, podczas gdy rok wcześniej było ich 2417. W skali całego roku rynek nadal utrzymuje się jednak na plusie – sprzedaż od stycznia do października wzrosła o 3,4%, osiągając 123 858 rejestracji wobec 119 772 w 2024 roku. To z pozoru drobne tąpnięcie pokazuje jednak zmianę nastrojów – klienci coraz częściej szukają tańszych alternatyw, a część z nich po prostu odkłada zakup nowego auta. Jednocześnie rosnący import samochodów używanych – aż o 19% w październiku – dowodzi, że potencjalni nabywcy wolą sprowadzić coś zza granicy niż płacić pełną cenę w salonie.
Wśród tych wszystkich spadków jeden segment wyraźnie jedzie pod prąd – auta elektryczne. Ich sprzedaż wzrosła o 34,3% w ujęciu rocznym, a od początku roku rejestracje wzrosły o niemal 39%. W sumie po irlandzkich drogach przybyło już ponad 23 tysiące nowych elektryków. W październiku liderem wśród marek EV był Volkswagen, a jego model ID.4 pozostaje najchętniej wybieranym autem elektrycznym w kraju – przed Teslą Model 3, Kią EV3, Teslą Model Y i Kią EV6.
Dyrektor generalny SIMI Brian Cooke powiedział: „Spadek o 9% w październiku to pierwszy powiew chłodu na rynku, choć ogólny trend roku pozostaje pozytywny” – zaznaczył. „Jednocześnie cieszy nas dziesiąty z rzędu miesiąc wzrostu sprzedaży aut elektrycznych. Widać, że kierunek transformacji jest wyraźny”.
Na rynku motoryzacyjnym Irlandii wciąż królują benzyniaki – z udziałem 25,23% w rynku. Tuż za nimi są hybrydy benzynowo-elektryczne (22,56%) i dopiero potem auta elektryczne (18,64%). Stare dobre diesle stanowią dziś już tylko 17,13% rynku, co pokazuje, że era dymiących silników zaczyna się kończyć – choć w irlandzkich miasteczkach wciąż łatwiej znaleźć stację paliw niż ładowarkę.
Nieco lepiej radzi sobie segment lekkich pojazdów użytkowych – ich sprzedaż wzrosła w październiku aż o 41,8%, co może świadczyć o tym, że sektor usług i dostawczy nadal trzyma się mocno. Pojazdy ciężarowe także nie wypadły źle – mimo lekkiego wzrostu miesięcznego, całorocznie spadły o 7,6%.
Równocześnie do kraju coraz chętniej sprowadza się auta używane i w październiku aż 6791 samochodów przyjechało na wyspę z zagranicy, głównie z Wielkiej Brytanii. To o 19% więcej niż rok temu. Od stycznia import wzrósł już o 13% – do ponad 60 tysięcy pojazdów. Wydaje się to kolejnym sygnałem, że kierowcy szukają oszczędności, nawet jeśli oznacza to więcej biurokracji i dłuższe kolejki do rejestracji.
Podsumowując: rynek samochodowy w Irlandii jedzie dziś na dwóch biegach. Z jednej strony elektryki i hybrydy wciąż zyskują popularność, a importerzy aut używanych nie nadążają z rejestracjami. Z drugiej – klienci zaczynają oglądać każdy eurocent, zanim podpiszą umowę z dealerem. Październikowy spadek nie jest jeszcze katastrofą, ale to wyraźny znak, że boom na nowe samochody powoli się kończy. Klienci salonów samochodowych przyciśnięci kosztami życia, drożejącymi kredytami i rosnącymi podatkami ekologicznymi, coraz częściej wybierają rozsądek zamiast nowego zapachu z salonu.
Bogdan Feręc
Źr. Business Plus


