Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Irlandia nie ugina się przed Kongresem USA – zakaz importu z izraelskich osiedli pozostaje na kursie

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

W czasach, gdy wielu europejskich polityków potrafi jedynie potakiwać Waszyngtonowi i oglądać się na reakcje zza oceanu, Irlandia właśnie udowodniła, że potrafi iść pod prąd. Nie przestraszyły jej ani groźby amerykańskich kongresmenów, ani wizja wylądowania na czarnej liście „bojkotujących Izrael”.

Dublin mówi wprost: Będziemy robić to, co uważamy za słuszne – nawet jeśli w Białym Domu ktoś się krzywi.

Tánaiste i minister spraw zagranicznych Simon Harris postawił sprawę jasno: rząd nie zrezygnuje z planów wprowadzenia zakazu importu towarów i usług z izraelskich osiedli na terytoriach okupowanych. I to nie jest pusta deklaracja pod publiczkę – projekt ustawy o terytoriach okupowanych (OTB) jest już w drodze do Dáil i Seanad.

Amerykańska reakcja była przewidywalna. Szesnastu kongresmenów – z Claudią Tenney na czele – napisało do sekretarza skarbu Scotta Bessenta, domagając się, by Irlandię wpisać na listę państw stosujących „niezatwierdzony bojkot międzynarodowy”. Straszakiem mają być dodatkowe obowiązki sprawozdawcze i kary dla amerykańskich firm działających w Irlandii. Krótko mówiąc: ekonomiczny knebel w imię „ochrony zaprzyjaźnionego narodu”.

Ale Irlandia nie kupuje tego szantażu. Mieszkańcy Irlandii, Europy i całego świata są niezwykle poruszeni ludobójczymi działaniami w Strefie Gazy. Wykorzystamy wszystkie dostępne nam środki — odpowiada Harris. I dodaje, że w tym proteście Dublin nie jest sam – Słowenia już podjęła podobne kroki, Belgia rozważa to samo.

Cała sprawa dzieje się na tle jednej z najbardziej brutalnych kampanii militarnych XXI wieku. Po ataku Hamasu z 7 października 2023 r., w którym zginęło około 1200 osób, Izrael rozpętał w Gazie ofensywę lądowo-powietrzną, która kosztowała życie dziesiątki tysięcy cywilów, zniszczyła ogromne obszary, wygnała miliony ludzi z domów i doprowadziła do głodu. W obliczu takich faktów argumenty o „dyskryminacji ekonomicznej” ze strony Izraela brzmią jak cyniczny żart.

Waszyngton, który tak chętnie opowiada światu o „wolności” i „prawach człowieka”, najwyraźniej ma problem, gdy ktoś w praktyce próbuje zaprotestować przeciwko okupacji, łamaniu prawa międzynarodowego i czystkom etnicznym. Wolno mówić o demokracji – byle nie w kontekście Izraela. Wolno krytykować łamanie praw człowieka – byle nie na Bliskim Wschodzie.

Irlandia, wbrew tej hipokryzji USA, decyduje się stanąć po stronie prawa międzynarodowego i własnego sumienia politycznego. Nawet jeśli oznacza to wzięcie na siebie gniewu największego sojusznika. To decyzja, która wymaga odwagi, której w Europie dramatycznie brakuje. Dublin nie zamierza milczeć, nie zamierza się cofać i nie zamierza klękać przed kapitałem z Wall Street ani przed dyplomatycznym lobby. Jesienią projekt ustawy trafi do parlamentu, a jeśli zostanie przyjęty, Irlandia oficjalnie stanie się pierwszym w Unii Europejskiej państwem, które otwarcie odrzuciło amerykański dyktat w sprawie handlu z izraelskimi osiedlami.

*

W świecie, w którym „niezależność” często jest tylko pustym słowem w przemówieniach polityków, Irlandia właśnie daje lekcję, że można mówić „nie” nawet najpotężniejszym.

Bogdan Feręc

Źr. Independent

Photo by engin akyurt on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version