Irlandia liczy dziś 5,45 mln mieszkańców, ale według najnowszych prognoz Ministerstwa Finansów do 2065 roku może być nas nawet 7,6 mln. Liczba porażająca, nie dlatego, że nagle przybyło nam dzieci – wręcz przeciwnie, wskaźnik dzietności leci w dół jak kamień – lecz dlatego, że rząd otworzył szeroko drzwi dla niekontrolowanej imigracji, a to nie plan, tylko sabotaż.
Główny ekonomista departamentu John McCarthy przyznał otwarcie: prognozy są wyższe, bo założyliśmy wyższy napływ migrantów. W wariancie „wysokiego wzrostu” nawet 58 tysięcy dodatkowych osób rocznie będzie lądować na naszej wyspie. W średnim – 40 tysięcy. Nawet wariant minimalny mówi o 18,5 tysiąca. To nie są abstrakcyjne cyferki w tabelkach, to realne obciążenie dla mieszkań, szkół, szpitali, systemu socjalnego.
Już dziś Irlandia stoi na krawędzi zapaści mieszkaniowej, a rząd, zamiast rozwiązać kryzys, zaprasza kolejne dziesiątki tysięcy przyjezdnych, pogłębiając problem. Ministerstwo Finansów z pełną powagą pisze w raporcie, że „jednym z powodów, dla których jesteśmy w tym miejscu, jeśli chodzi o mieszkalnictwo, jest liczba ludności”. A mimo to planuje dalej dokręcać śrubę! To groteska.
Rząd gra w niebezpieczną grę: sztucznie podtrzymuje wzrost gospodarczy rosnącą liczbą ludzi, jednocześnie ignorując fakt, że infrastruktura państwa już pęka w szwach. Szpitale przepełnione, mieszkania niedostępne, transport publiczny na granicy wydolności. A to dopiero początek.
W 2065 roku Irlandia ma mieć – według ich planów – niemal 7,6 mln mieszkańców. Przy dzisiejszym stanie rzeczy oznacza to totalne załamanie usług publicznych i upadek systemu socjalnego. Koszty emerytur, opieki zdrowotnej i świadczeń wystrzelą w kosmos. Ministerstwo samo przyznaje, że rosnący współczynnik obciążenia demograficznego będzie miażdżył finanse publiczne. Tylko że w rządzie nikt nie ma odwagi powiedzieć tego wprost: przyjęliśmy politykę, która prowadzi nas na ścianę.
To nie jest normalny, kontrolowany napływ ludzi – to otwarta furtka bez planu. Irlandia, zamiast budować stabilną przyszłość dla własnych obywateli, zamienia się w poligon eksperymentów migracyjnych. A eksperyment ten już teraz kosztuje mieszkających na wyspie ludzi ich marzenia, mieszkania i poczucie bezpieczeństwa. Rząd będzie oczywiście uspokajał: że przecież imigracja ratuje gospodarkę, że bez niej zabraknie rąk do pracy. To półprawdy, które przykrywają dramat: systemu, który nie potrafi zatrzymać młodych i wykwalifikowanych pracowników, za to coraz chętniej przyjmuje kolejne fale taniej siły roboczej i tych, którzy zasilają kolejki po świadczenia socjalne.
Irlandia dryfuje więc ku kryzysowi, który będzie boleśniejszy niż załamanie gospodarcze z 2008 roku. Wtedy zawalił się rynek nieruchomości, dziś grozi nam załamanie całego modelu państwa. A wszystko to w imię krótkowzrocznej polityki, która zamiast rozwiązywać problemy – produkuje nowe.
Bogdan Feręc
Źr. RTE
Photo by Mathias Reding on Unsplash


