Irlandia, kraj, który w historii Eurowizji święcił triumfy częściej niż ktokolwiek inny, może w 2026 roku całkowicie zrezygnować z udziału w konkursie. Powód nie ma nic wspólnego ani z muzyką, ani z falującymi falsetami, ani z kiczem scenicznym, do którego wszyscy przywykliśmy. Tym razem chodzi o politykę, a właściwie o wojnę i prawa człowieka.
Krajowy nadawca RTÉ ogłosił wprost: jeżeli w przyszłorocznej edycji Eurowizji wystąpi Izrael, Irlandia nie weźmie w niej udziału. To mocne słowa, które natychmiast odbiły się echem w mediach, w środowisku artystycznym i w samej Europejskiej Unii Nadawców (EBU). W komunikacie RTÉ stwierdziło, że decyzja jest odpowiedzią na sytuację w Strefie Gazy. Nadawca wskazał na „ciągłe i przerażające straty w ludziach”, „celowe zabójstwa dziennikarzy” oraz brak dostępu zagranicznych reporterów do regionu. Podkreślono też dramatyczny los zakładników.
Co więcej, RTÉ podziękowało EBU za konsultacje i za to, że termin wycofania się z konkursu został wydłużony do grudnia bez konsekwencji finansowych. Ostateczna decyzja ma jednak zależeć od tego, czy EBU dopuści Izrael do udziału w konkursie.
Reakcja w samej Irlandii była natychmiastowa. Członkowie National Union of Journalists (NUJ) w RTÉ przyjęli wiadomość z zadowoleniem. Już w zeszłym roku dubliński oddział związku apelował o sprzeciw wobec udziału Izraela. Teraz ich postulaty stały się faktem. Podobne stanowisko zajęli pracownicy zrzeszeni w Siptu, którzy podkreślili, że decyzja RTÉ jest zgodna z wartościami obrony praw człowieka i sprawiedliwości. Co ciekawe, inicjatywa nie wyszła od rządu, lecz bezpośrednio od nadawcy. Minister wydatków publicznych Jack Chambers oświadczył, że szanuje decyzję RTÉ i popiera jej podjęcie, przypominając o zabójstwach dziennikarzy i cierpieniach cywilów w Gazie. Nie było jednak wcześniejszych konsultacji między RTÉ a rządem.
Europejska Unia Nadawców już raz zawiesiła uczestnika – Rosję – po inwazji na Ukrainę. Wtedy decyzja była szybka i jednoznaczna. Teraz sytuacja wydaje się bardziej skomplikowana. Dyrektor Eurowizji Martin Green stara się balansować, podkreślając, że EBU „rozumie obawy” i prowadzi konsultacje.
Nie tylko Irlandia grozi bojkotem – podobne sygnały płyną ze Słowenii i Islandii. Jeśli fala protestów będzie wzmocniona, Eurowizja 2026 w Wiedniu może przejść do historii nie ze względu na piosenki, lecz z powodu geopolitycznych kontrowersji. Irlandia, która od dekad uchodziła za jednego z największych entuzjastów konkursu, teraz stawia sprawę jasno: prawa człowieka są ważniejsze niż rozrywka. To mocne przesłanie, które może zmienić oblicze Eurowizji.
Czy inne państwa pójdą w ślady Dublina? Czy EBU zdecyduje się powtórzyć scenariusz rosyjski i wykluczyć Izrael? Odpowiedź poznamy w grudniu. Jedno jest pewne: Eurowizja przestaje być tylko kolorowym festiwalem muzyki i staje się – jak nigdy dotąd – areną politycznych starć.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Fot. CC BY-SA 4.0 Michael Doherty