Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Irlandia ma bezpieczne granice. Bo sama je otwiera

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Premier Micheál Martin w swoim nowojorskim wystąpieniu oświadczył z pełnym przekonaniem, że „Irlandia jednoznacznie kontroluje swoje granice”. Słowa padły w odpowiedzi na ostrą wypowiedź Donalda Trumpa, który stwierdził, że „Europa niszczona jest przez imigrację”. Martin, przemawiając do Irlandzko-Amerykańskiej Izby Handlowej, przypomniał, że suwerenność Irlandii nad jej granicami nie podlega dyskusji.

Pozwolę sobie mieć nieco inne zdanie w tej sprawie, więc wyjaśniam, że teoretycznie ma rację i granice Irlandii są bezpieczne, bo przecież nikt ich nie przekracza ich nielegalnie. Przynajmniej nie w sensie dosłownym.

Problem polega na tym, że w tej semantycznej grze rząd trzyma asy w rękawie. Irlandzkie granice faktycznie pozostają spokojne, bo nie są nielegalnie przekraczane i to państwo samo otwiera bramę. Każdy, kto złoży wniosek o azyl, właściwie zostaje przyjęty, a potem utknie w skomplikowanym systemie biurokracji na wyspie, którego nie potrafią rozplątać nawet prawnicy. Z formalnego punktu widzenia Martin mówi prawdę: nie ma nielegalnego przekroczenia granic, ale to nie znaczy, że granice są kontrolowane?

Idąc drogą semantyki, dodam, że są po prostu zarządzane w sposób elastyczny😉, czyli prawie każda furtka staje się wejściem.

W 2024 roku do Irlandii napłynęło ponad 20 tysięcy wniosków o azyl – o połowę więcej niż rok wcześniej. To liczby, które powinny dawać do myślenia, bo choć kraj formalnie ma kontrolę, faktycznie zmaga się z kryzysem logistycznym, społecznym i politycznym. Rząd w Dublinie wykonuje skomplikowany taniec między lojalnością wobec Unii Europejskiej a próbą zachowania narodowej suwerenności. To wszystko zapewniać ma podpisany przez UE Pakt o Azylu i Migracji, jednak, zamiast uspokoić nastroje, przyniósł jeszcze więcej zamieszania.

Na domiar złego Sąd Najwyższy w Irlandii zablokował deportację obywatela Nigerii z powodu błędów proceduralnych. Ten jeden przypadek wystarczył, by pokazać, jak kruche są deklaracje o „pełnej kontroli”. Można w takim przypadku posiedzieć, że jeżeli kraj nie potrafi skutecznie deportować osoby, której wniosek o azyl został odrzucony, to jak może mówić o sprawnym zarządzaniu granicami?

Tymczasem społeczeństwo nie kupuje już rządowej narracji. Z sondaży wynika, że 62% mieszkańców Irlandii uważa, że państwo utraciło kontrolę nad napływem migrantów. Wystarczy spojrzeć na wydarzenia, ja np. te w Coolock, gdzie lokalne protesty przeciwko otwieraniu kolejnych ośrodków dla azylantów przerodziły się w zamieszki. To nie są przypadki marginalne – to objaw rosnącego napięcia, które rząd usiłuje przykryć eufemizmami.

Premier Martin, czyli człowiek o duszy dyplomaty, wie, jak dobierać słowa. Kiedy mówi, że Irlandia kontroluje swoje granice, ma zapewne na myśli kontrolę w sensie brzmienia wypowiedzi, nie zaś fizyczną. Granice w jego rozumieniu to nie płoty, posterunki ani paszporty. To coś bardziej poetyckiego – idea, której definicję ustala sam rząd. Wychodzi na to, że skoro rząd mówi, iż wszystko jest pod kontrolą, to w sensie symbolicznym tak właśnie jest.

To trochę jak z pogodą w Irlandii: kiedy ktoś mówi, że „nie pada”, ma zwykle na myśli, że jeszcze nie zaczęło. Premier również operuje podobną logiką – jeśli nie ma fali nielegalnych przekroczeń, to znaczy, że kontrola działa. Że system funkcjonuje. Że Irlandia jest suwerenna. W rzeczywistości suwerenność granic przeniosła się na poziom unijnej polityki. Irlandia, choć w jakiś sposób kontroluje swoje granice, jest związana regulacjami Unii, które narzucają zasady przyjmowania i relokacji migrantów, więc mają pozostać otwarte na ludzi bez paszportów. To z kolei oznacza, że decyzje o tym, kto i na jakich zasadach może tu wjechać, podejmowane są w Brukseli, a Dublin jedynie wprowadza je w życie, z obowiązkową kontrolą tych, którzy chcą przybyć na Zieloną Wyspę całkowicie legalnie.

Premier, a muszę oddać mu sprawiedliwość, akurat w tej sprawie nie kłamie. Po prostu mówi prawdę w taki sposób, by jej nie można było sprawdzić. Granice są bezpieczne, bo państwo samo decyduje, kto przez nie przechodzi i wówczas to nie przemytnicy, nie kartele, nie łodzie z uchodźcami, lecz urzędnicy i paragrafy otwierają drzwi do tego kraju.

W tej sytuacji problem graniczny w Irlandii jest raczej kwestią języka niż bezpieczeństwa. Nie chodzi o to, czy ktoś fizycznie przekracza granicę, ale o to, jak się to nazywa i, co potem robi rząd. Jeśli więc premier mówi, że wszystko jest pod kontrolą – należy mu wierzyć. W końcu nie ma nic bardziej kontrolowanego niż chaos, który samemu się wywołało.

Bogdan Feręc

Źr. The Liberal

Photo by Conor Luddy on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version