Czy przyszłość irlandzkiego mieszkalnictwa będzie się pisać pod dyktando jednej firmy? Wszystko na to wskazuje. Ires Reit, największy prywatny właściciel nieruchomości w kraju, właśnie zaczął się szykować do największego od pięciu lat ruchu – ekspansji. Tym razem nie tylko poprzez zakupy mieszkań, ale też budowę nowych obiektów od podstaw.
Jeśli ten plan się powiedzie, Ires może stać się de facto hegemonem irlandzkiego rynku najmu – i to w czasie, gdy dostępność mieszkań dla zwykłych obywateli spada, a czynsze wciąż balansują na granicy absurdu.
Wielki powrót Ires. I wielkie pieniądze
Po latach ograniczonej aktywności inwestycyjnej spowodowanej restrykcyjnymi regulacjami dotyczącymi czynszów firma zamierza wrócić do gry. Dyrektor generalny Eddie Byrne nie kryje entuzjazmu – według niego krystalizuje się właśnie idealny moment: zmiany przepisów, nowe możliwości urbanistyczne i uwolniony kapitał z lukratywnej sprzedaży mieszkań spoza podstawowej działalności. Byrne mówi jasno: – Widzimy możliwości dokonania dodatkowych przejęć. A firma ma za co kupować – Ires sprzedał już 50 ze 315 jednostek mieszkalnych, które nie były kluczowe dla ich portfela, osiągając średnio 25% zysku powyżej wartości księgowej. Tylko w pierwszym półroczu 2025 r. spółka osiągnęła zysk brutto 6,6 mln euro z samych transakcji sprzedaży, co napędza apetyt na więcej.
Chcą budować… bo inni nie chcą
Ires upatruje też okazji tam, gdzie deweloperzy się wycofują – mowa o budowie podmiejskich osiedli mieszalnych, które mają łączyć domy, bliźniaki i apartamenty. Jak przyznaje Byrne, nikt jak dotąd nie złożył oferty budowy mieszkań – firma zamierza wykorzystać tę lukę i stać się nie tylko właścicielem, ale i współtwórcą krajobrazu mieszkaniowego Irlandii. To z kolei oznacza nie tylko potencjalne przejęcie kolejnych 50–60 lokali w najbliższym czasie, ale też możliwe duże inwestycje kapitałowe – z zewnętrznym finansowaniem.
Nowe przepisy, nowe zyski
Regulacje, które niegdyś ograniczały rentowność rynku wynajmu, właśnie się zmieniają. Nowe prawo umożliwia podnoszenie czynszów przy zmianie najemcy oraz po sześciu latach trwania umowy, co – choć dotyczy obecnie tylko ok. 10% portfela Ires – zdaniem Byrne’a stanowi „bardzo pozytywny proces”, który będzie się powoli rozszerzał.
Wyniki firmy już teraz rosną, mimo braku podwyżek czynszów:
- Zysk netto z wynajmu wzrósł o 150 punktów bazowych,
- Przychody EPRA wzrosły o 23,2%,
- Skorygowany zysk na akcję EPRA wzrósł o 2,9%,
- Portfel najmu jest zajęty w 99,5%,
- Firma chwali się też przejściem na zarządzanie cyfrowe i automatyzację obsługi najemców.
Gdy mieszkanie staje się produktem giełdowym
Eddie Byrne objął stanowisko CEO w zeszłym roku i jak widać – zmienił bieg rzeki. W ciągu zaledwie sześciu miesięcy firma przekształciła się z dużego gracza w maszynę do generowania zysków, gotową ponownie rzucić się na irlandzki rynek mieszkaniowy.
Ale to rodzi pytania:
- Jak daleko może sięgać władza jednej firmy nad tym, gdzie i jak mieszkają obywatele?
- Czy mieszkanie to jeszcze prawo człowieka, czy już tylko instrument inwestycyjny w rękach funduszy?
Ires może twierdzić, że poprawia jakość zarządzania i optymalizuje koszty. Jednak z perspektywy najemcy, który płaci ponad połowę pensji za dach nad głową, może to być raczej zapowiedź jeszcze większej koncentracji rynku i jeszcze mniejszych szans na realną zmianę.
Kto tu będzie rządził?
Ires nie ukrywa ambicji: chce kupować, budować i przejmować. Właśnie teraz, gdy rynek mieszkaniowy stoi na granicy kryzysu społecznego, największy jego gracz dostrzega okazję do wzrostu. Nie da się nie zapytać: czy irlandzkie państwo naprawdę chce, by to spółka notowana na giełdzie rządziła tym, kto i gdzie może mieszkać? Czy polityka mieszkaniowa zostanie całkowicie sprywatyzowana, a społeczeństwo stanie się klientem w grze bez alternatywy? Bo wygląda na to, że w Irlandii przyszłości mieszkania się nie kupuje. Mieszkanie się wynajmuje. Od Ires.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Terrah Holly on Unsplash