W kraju, który obdarował świat Halloween, można by oczekiwać miejskiej eksplozji wydarzeń, parad i wspólnych ognisk. Tymczasem Dublin i inne miasta, zamiast straszyć fantazją, raczej odstrasza brakiem publicznych atrakcji. Największym problemem jest brak regulowanych i bezpiecznych na tradycyjne ogniska, które kiedyś były sercem tej tradycji.
Mimo że kwestie bezpieczeństwa są realne, coraz więcej mieszkańców pyta: gdzie jest oferta publiczna na Halloween? Niezależny radny okręgu Dublin Central Cieran Perry uważa, że problem leży nie tylko w braku wydarzeń, ale też w braku odwagi, by stworzyć legalną alternatywę dla tego, co i tak się dzieje. Radny Perry mówi wprost: lepiej byłoby, gdyby lokalne społeczności miały dostęp do kontrolowanych, dozorowanych ognisk. Zwraca uwagę, że próby znalezienia dostawców usług związanych z organizacją takich wydarzeń już były, ale rynek jest ubogi. Wspomina, że tylko jeden wykonawca działał w sześciu północnych hrabstwach i nie chciał podjąć się zlecenia w Dublinie.
To sprawia, że temat trzeba potraktować poważniej, aby w przyszłym roku pojawiły się zmiany.
Rada Miasta Dublina faktycznie organizuje wydarzenia alternatywne, głównie w północnym śródmieściu i Finglas, ale problem polega na tym, że to za mało. W wielu dzielnicach – jak chociażby Cabra – nie ma nic, co mogłoby przyciągnąć w halloweenowy wieczór młodzież, a ryzyko nielegalnych ognisk i wybryków rośnie. Perry zaznacza, że popołudniowe imprezy dla małych dzieci nie rozwiązują problemu. Największa aktywność uliczna zaczyna się między godziną 18:00 a 21:00, i to właśnie wtedy powinny odbywać się wydarzenia masowe. Obecnie jednak ta luka pozostaje niezapełniona.
Brak organizacji oznacza, że Halloween generuje koszty, a nie korzyści. Sprzątanie po nielegalnych ogniskach pochłania „całe tysiące euro” z budżetów lokalnych rad. Do tego dochodzi niszczenie infrastruktury pod terenami zielonymi, co może prowadzić do dodatkowych wydatków. Paradoksalnie: inwestycja w legalne wydarzenia, nawet drogie, może okazać się tańsze niż coroczne reagowanie na skutki samowolki.
Zdaniem Perry’ego to nie sam ogień jest problemem, ale to, co wokół niego rośnie. Nielegalne ogniska przyciągają młodzież, dla której brak alternatywy oznacza brak wyboru. Zachowania antyspołeczne – od dewastacji po zagrożenie dla mieszkańców – wynikają nie tyle z tradycji, ile z organizacyjnej próżni. W tym kontekście dobrze zorganizowane, regulowane wydarzenia mogłyby zadziałać jak wentyl bezpieczeństwa: skanalizować energię, dać poczucie wspólnoty i odciążyć służby porządkowe.
Dublin i wszytki inne irlandzkie miasta nie muszą kopiować amerykańskich parad, ale mógłby na nowo odkryć swoją tradycję. Mieszkańcy nie oczekują widowiska w stylu Disneylandu, bo raczej prostych, bezpiecznych wydarzeń: lokalnych, kontrolowanych ognisk, muzyki, imprez dla młodzieży i obecności dorosłych. Na razie jednak sytuacja wygląda tak, jakby miasto liczyło na to, że problem sam się wypali. Tyle że ogień – zwłaszcza nielegalny – nie znika, tylko przenosi się w różne, nieraz mało dostępne miejsca, w to stwarza kolejne zagrożenia, np. pożarowe.
Bogdan Feręc
Źr. News Talk
Photo by Ulrike R. Donohue on Unsplash