Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Flaga na cenzurowanym. Jak Dublin wstydzi się barw narodowych

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

W kraju, który przez osiemset lat walczył o prawo do własnej flagi, dziś potrzeba „pisemnej zgody Działu Oświetlenia Publicznego”, by ją powiesić. Gdyby nie tragizm sytuacji, byłoby to doskonałe streszczenie irlandzkiej rzeczywistości XXI wieku: naród, który z dumą świętuje Dzień Świętego Patryka na wszystkich kontynentach, teraz zastanawia się, czy jego własne barwy narodowe nie są przypadkiem zbyt prowokujące.

Rada Miasta Dublina postanowiła bowiem „ocenić, jak poradzić sobie z umieszczaniem irlandzkich flag na latarniach w całym mieście”. Nie chodzi o to, że flaga jest brudna, podarta czy obraźliwie użyta. Chodzi o to, że… jest. Po prostu istnieje, i że ktoś może ją źle zinterpretować. W nowym świecie interpretacja jest ważniejsza niż rzeczywistość, a więc flaga narodowa może być „symbolem nienawiści”, jeśli ktoś tak uzna. Wystarczy jeden wpis, jedno nagranie, jeden „list zaniepokojonych mieszkańców”, by rozpocząć świętą inkwizycję poprawności.

W Ballyfermot, Finglas, Coolock czy na North Strand powiewały trójkolorowe flagi. Normalny widok w sierpniu, kiedy słońce błyszczy na zielono-biało-pomarańczowych pasach, przypominając, że oto jest Irlandia, ale nie tym razem. Teraz flaga stała się „narzędziem zastraszania”, „symbolem przejęcia przestrzeni publicznej”, a nawet „bronią w rękach skrajnej prawicy”. Brzmi absurdalnie? To tylko skrót stenogramu z obrad.

Radny Partii Pracy Darragh Moriarty grzmi o „angielskim nacjonalizmie” irlandzkich patriotów. Ironia historii – oto przedstawiciel elity, która na co dzień z dumą kłania się Brukseli, zarzuca swoim rodakom, że są zbyt „angielscy” w swoim przywiązaniu do flagi narodowej. Trudno o bardziej groteskowy obraz współczesnej Irlandii, kraju, który tak bardzo chce być nowoczesny, że zaczyna wstydzić się samego siebie.

Rada Miasta ma problem: jak usunąć flagi, które niczego nie łamią? W Dublinie nie istnieją żadne przepisy zabraniające wywieszania trójkolorowej flagi, bo nikt wcześniej nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie to problem. Flaga narodowa zawsze była obecna przy okazji sportowych świąt, uroczystości, manifestacji czy lokalnych parad. Nikt nie musiał pisać wniosku do „Działu Oświetlenia Publicznego”, żeby powiesić ją na słupie. Teraz jednak biurokracja znalazła sobie nowy sens życia – bada, konsultuje, analizuje, jak reagować na flagę.

Zadziwiające, jak łatwo władze lokalne ulegają histerii językowej. Jeśli ktoś popiera politykę migracyjną, flaga jest symbolem jedności. Jeśli ktoś ją krytykuje, ta sama flaga nagle staje się „znakiem nienawiści”. Patriotyzm podlega dziś kontekstowi ideologicznemu: ten „dobry” to duma z Unii Europejskiej, tęczowych przejść i solidarności klimatycznej; ten „zły” – to przywiązanie do ziemi, historii, przodków i koloru, który nie mieści się w palecie postępowej wrażliwości.

Oczywiście, znajdą się mieszkańcy, którzy czują się zastraszeni widokiem flagi. W liście cytowanym przez RTÉ mieszkańcy North Strand napisali, że „stanowi ona hańbę dla flagi poprzez lekceważenie oficjalnego protokołu”. Cóż za piękny oksymoron – hańba dla flagi przez jej… wywieszenie. W tym zdaniu zawiera się cały duch współczesnej Irlandii: naród, który nie wie, czy ma prawo być sobą, jeśli ktoś się przez to poczuje niekomfortowo.

W tle majaczy oczywiście polityka. Radni Partii Pracy i Fine Gael, którzy przez dekady chętnie okrywali się trójkolorem, dziś próbują zredefiniować, co znaczy „patriotyzm”. Darragh Moriarty i Declan Flanagan mówią o „przejęciu przestrzeni publicznej” przez nacjonalistów, ale może problem nie leży we flagach, tylko w tym, że część klasy politycznej utraciła kontakt z tym, co flaga symbolizuje? Może przeraża ich fakt, że zwykli ludzie wciąż potrafią być dumni z bycia Irlandczykami – bez zgody żadnego działu, partii ani urzędu? Bo przecież trójkolorowa nie jest symbolem wykluczenia. Zielony – to katolicy i republikanie, pomarańczowy – protestanci i unioniści, biały – pokój między nimi. Flaga Irlandii od początku była zaproszeniem do jedności, nie bronią w wojnie kulturowej. Jeśli dziś jest postrzegana inaczej, to nie z winy tych, którzy ją wieszają, ale tych, którzy przez lata przepisują historię pod własną ideologię.

Warto też przypomnieć, że to właśnie ci, którzy dziś tak głośno krzyczą o „nienawiści”, sami z pasją ją produkują – tyle że pod innymi barwami. Ci, którzy chcą zrywać irlandzkie flagi, nie mają problemu z flagami Unii Europejskiej, Ukrainy czy Palestyny na urzędach. Te są „wyrazem solidarności”. Tylko trójkolorowa jest podejrzana, a dlatego, iż przypomina, że Irlandia to wciąż kraj, nie projekt socjotechniczny.

*

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Dublin – miasto o bogatej, buntowniczej historii – właśnie skapitulowało przed własnym kompleksem. Bo jeśli władze naprawdę wierzą, że flaga narodowa może być „symbolem nienawiści”, to znaczy, że nie rozumieją już, czym jest naród. A jeśli Rada Miasta potrzebuje „stosownej polityki wieszania flag”, to może niedługo wprowadzi też regulamin oddychania – z pisemną zgodą Działu Wentylacji Publicznej.

Irlandia, która przez wieki walczyła o prawo do posiadania własnej flagi, dziś rozważa, czy nie powinna jej usunąć – dla bezpieczeństwa, dla spokoju, dla „różnorodności”. Może warto więc przypomnieć prostą prawdę: nie ma nic bardziej inkluzywnego niż flaga narodowa, a dopóki powiewa, każdy ma prawo czuć, że to jego kraj. Nawet jeśli komuś z urzędu się to nie podoba.

Bogdan Feręc

Źr. Independent

Photo by Jim Petkiewicz on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version