Gdy po roku 1989 przyjęliśmy niemiecką biurokrację jako wzór z Sevres dla naszego zarządzania państwem, wiadomym było, że już przegraliśmy rywalizację z Niemcami, że możemy być jedynie ich pomocnikiem, partner juniorem w dziele podboju Europy. Donald Tusk i Radosław Sikorski doskonale to zrozumieli.
Karol Nawrocki odnowi państwo polskie albo zostanie jednym z wielu prezydentów IIIRP, jak Andrzej Duda – pionkiem w grze silniejszych, któremu się wydaje, że był co najmniej laufrem. Swoją drogą ktoś powinien Andrzejowi Dudzie zakazać wspomnień. Myślelibyśmy o nim lepiej😉
Odnowić Polskę, patrząc na światowy układ sił, można jedynie poprzez zmianę systemu, poprzez odrzucenie niemieckiej metody zarządzania państwem, odrzucenie biurokracji. Pisałem o biurokracji, jako o rzeczy wstrętnej i brzydkiej, wiele razy (wystarczy słowo biurokracja wpisać w naszej wyszukiwarce). I o tym, że Polacy nie są w stanie wcielić jej w życie, ponieważ jest sprzeczna z naszym charakterem narodowym.
Nie tylko Polacy, nikt w Europie nie potrafi wcielić biurokracji w życie państwa i społeczeństwa. Dlatego na Unii Europejskiej zyskują tylko Niemcy. Podobnie nikt, poza nielicznymi Niemcami, nie jest w stanie zrozumieć niemieckiej filozofii.
Zasada niemieckiej biurokracji jest prosta: Ein Reich, ein Volk, ein Führer – co należy tłumaczyć jednak od końca – jeden wódz, jeden naród, jedna Rzesza (państwo).
W niemieckiej piramidzie zależności, zbudowanej od góry do dołu, najważniejszy kamień leży na górze – to cesarz, wódz lub kolektywny establishment jak jest obecnie. Każdy kamień leżący bezpośrednio lub pośrednio pod największym głazem czuje nacisk odpowiedzialności i zależności.
To piramida wręcz feudalna, ale w wersji niemiecko-pruskiej, zatem totalna. Nic w tym dziwnego, Niemcy zjednoczone przez Prusy – państwo wojskowego drylu – nie mogą być inne. Żadne inne więzi – rodzinne, społeczne, grupowe – nie mogą naruszyć najważniejszej hierarchii, zależności obywatela od państwa.
W Polsce niemiecką metodę zarządzania państwem jako pierwszy przyjął germanofil Józef Piłsudski. Miał ułatwione zadanie po opanowaniu państwa przez swoją grupę wojskową. Wódz wydaje rozkazy, przełożeni przekazują je swoim podwładnym, a ci kolejnym. Jednak w normalnym, nie niemieckim państwie, zależności wzajemne są dużo bardziej złożone. Ludzie mają swoje rodziny, bliskich znajomych, coś komuś zawdzięczają i potrzebują się odwdzięczyć. W państwach obywateli, inaczej niż Niemcy rozumiejących swoją rolę, nie ma najmniejszej szansy na wdrożenie niemieckiej metody.
Gdy po roku 1989 przyjęliśmy niemiecką biurokrację jako wzór z Sevres dla naszego zarządzania państwem, wiadomym było, że przegraliśmy rywalizację z Niemcami, że możemy być jedynie ich pomocnikiem, partner juniorem w dziele podboju Europy. Donald Tusk i Radosław Sikorski doskonale to zrozumieli, czemu dali wyraz słowem i czynem. Jarosław Kaczyński okazał się, mam nadzieję, tylko naiwniakiem.
Jednak niemiecka biurokracja ma największą możliwą wadę systemową – nie potrafi się uczyć w trakcie, modyfikować w odniesieniu do zmieniającej się rzeczywistości. Nie potrafi wyeliminować błędu, jeżeli został wprowadzony na najwyższym szczeblu piramidy. Adolf Hitler jest na to wystarczającym przykładem.
Obecna próba podboju Europy realizowana przez Niemcy za pomocą Komisji Europejskiej w strukturze Unii Europejskiej również skończy się klęską. Elita niemiecka założyła, że będzie rządzić Europą dzięki tanim surowcom rosyjskim i monopolowi na handel z Chinami. Europa nawet się zgodziła, ale Rosja i Chiny powiedziały nie. Załamanie niemieckie, jakie już dzieje się na naszych oczach, z tego „nie” wynika. Doszło do tego jeszcze angielskie i amerykańskie NIE.
Nie obchodzi nas los Niemiec, chociaż może powinny zmienić metodę zarządzania państwem na jakąś inną, może bawarską. Byłoby to również bezpieczniejsze dla ich sąsiadów, zwłaszcza wschodnich.
Istotny dla nas jest los Polski. Przyjęcie niemieckiej metody zaowocowało 10-cio krotnym zwiększeniem liczby urzędników w Polsce (ze 110 000 w roku 1991 do 1 200 000 obecnie). Urzędnicy ci reprezentują, zgodnie z zasadą biurokracji, nie interesy polskie, ale niemieckie – najważniejszego głazu w europejskiej piramidzie zależności. Zatrudniono w tej niemieckiej strukturze kolegów, wujków, szwagrów, pociotków i towarzyszy partyjnych.
Ta ostatnia kategoria jest najgorsza dla Polski. Wszystkie te durne partyjki, wykreowane przez generała Kiszczaka dla zabezpieczenia interesów transformowanych z PRL do IIIRP komunistów, uznały za szczyt ambicji życie na nasz koszt. To wręcz dla nich patriotyczne spełnienie.
Mamy jako naród i państwo dwie możliwości. Pierwsza, możemy poczekać aż niemiecka Unia sama zdechnie, a to pozbawi pieniędzy również polskich urzędników unijnych i umrą, ale wraz z nimi umrzemy my.
Druga, odrzucimy niemiecką metodę i powrócimy do obywatelskiego sposobu zarządzania państwem na wzór I Rzeczpospolitej; na wzór USA i Szwajcarii. Najbardziej efektywnego i sprawdzonego sposobu.
Jan Azja Kowalski
Fot. Facebook – Karol Nawrocki