Koszty rosną, a spray leje się strumieniami. Cztery władze lokalne w Dublinie wydają obecnie ponad 500 000 euro rocznie na usuwanie graffiti, a liczba zgłaszanych incydentów sięga tysięcy – od zwykłych tagów po rasistowskie i homofobiczne obelgi. Jak podaje Breaking News, tylko w latach 2023–2024 usunięto ponad 4600 przypadków wandalizmu na ścianach, przystankach i mostach.
Najwięcej wydała Rada Miasta Dublina, przeznaczając aż 700 000 euro na usuwanie malunków po otrzymaniu 2330 zgłoszeń publicznych. Z tego 923 przypadki uznano za obraźliwe, polityczne lub rasistowskie. Rada przyznaje jednak, że ich system raportowania nie rozróżnia dokładnie treści rasistowskich od homofobicznych, co utrudnia pełną ocenę skali nienawiści rozpylanej na murach.
Władze stosują zasadę priorytetu – obraźliwe graffiti muszą zostać usunięte w ciągu 48 godzin, podczas gdy inne napisy i tagi znikają według rutynowego harmonogramu. Usuwaniem zajmują się zarówno pracownicy rady, jak i zewnętrzni kontrahenci. Koszty rosną tym szybciej, im bardziej rozbudowana jest infrastruktura czyszcząca i im większa liczba zgłoszeń trafia do urzędników.
Rada hrabstwa South Dublin w ciągu dwóch lat wydała około 171 000 euro, odnotowując znaczący wzrost kosztów w roku 2024, gdy wprowadzono nową specjalistyczną umowę na usuwanie graffiti. Tylko w 2024 roku wydano około 100 000 euro. Spośród 475 otrzymanych raportów, 31 dotyczyło treści rasistowskich lub skierowanych przeciwko społeczności LGBTQ. Urzędnicy przyznają jednak, że rzeczywista liczba takich przypadków może być wyższa z powodu błędów w kategoryzacji.
Rada hrabstwa Dún Laoghaire-Rathdown wydała w tym czasie około 93 000 euro, zajmując się 1219 zgłoszeniami, z czego 27 zawierało treści rasistowskie lub homofobiczne. Z kolei Rada hrabstwa Fingal poniosła najniższe wydatki – nieco ponad 60 000 euro za 615 przypadków graffiti, z czego 33 uznano za rasistowskie lub homofobiczne.
Wszystkie cztery rady współpracują ze Służbą Nadzoru, która prowadzi program usuwania graffiti także z posesji prywatnych wychodzących na przestrzeń publiczną, pod warunkiem podpisania zgody przez właściciela. Każdego tygodnia urzędnicy dostarczają listy lokalizacji do sprzątania, próbując nadążyć za falą napisów, które pojawiają się niemal codziennie.
Czy graffiti to sztuka uliczna, czy brudna wojna o przestrzeń i emocje mieszkańców? Dla artystów spreju to wyraz buntu. Dla władz – kosztowna walka z chaosem. A dla tych, których obrażają rasistowskie lub homofobiczne hasła, to codzienne przypomnienie, że nienawiść wciąż potrafi rozpylać się szybciej, niż farba schnie.
Bogdan Feręc
Źr. Breaking News