Debata o przyszłości dublińskiego ZOO wybrzmiewa coraz głośniej. Jedni chcą zmiany kierunku, inni bronią obecnego modelu. Spór nie dotyczy jedynie zwierząt, lecz również tego, jaką rolę powinny pełnić instytucje, które stoją między naturą a człowiekiem. W tej rozmowie czuć napięcie epoki, która zaczyna patrzeć na świat zwierząt z inną świadomością.
Aktywiści z Freedom for Animals, domagają się, by wszystkie słonie w ogrodach zoologicznych zostały wypuszczone. Według nich tak duże zwierzę nie ma możliwości prowadzenia satysfakcjonującego życia na żadnym wybiegu. To mocne stanowisko, które stawia pod znakiem zapytania sens trzymania egzotycznych gatunków w instytucjach publicznych. Gerry Boland z Animals Behind Closed Doors poszedł o krok dalej. Uważa, że idea ogrodów zoologicznych traci rację bytu. Jego wizja jest radykalna, więc chodzi o stopniowe wycofanie wszystkich dużych gatunków egzotycznych, zakończenie rozmnażania i przekształcenie ogrodów zoologicznych w ośrodki ratujące rodzime zwierzęta. W jego opisie Dublin Zoo staje się miejscem, które leczy, rehabilituje i wypuszcza zwierzęta na wolność. Prosto, przejrzyście, z naciskiem na realną pomoc.
Tymczasem biolog Éanna Ní Lamhna patrzy na sprawę z zupełnie innej strony. Przypomina, że świat się zmienił i ogrody zoologiczne również. Instytucje te stały się elementem globalnego systemu ochrony gatunków, które w naturalnych siedliskach zmagają się z presją człowieka. Takim właśnie jest np. Tamaryn Lwi, którego hoduje Dublin Zoo, a należy do tych gatunków zagrożonych. To zwierzę, którego przyszłość zależy od programów prowadzonych w Europie.
Ní Lamhna podkreśla, że większość egzotycznych osobników urodziła się w niewoli. Problem ich wypuszczania nie ogranicza się do samej procedury. Chodzi o to, że w wielu miejscach na świecie brakuje przestrzeni, do której mogłyby wrócić. Orangutany są jednym z takich przykładów. Ich domy znikają w tempie, które nie daje czasu na oddech.
Europejskie ogrody zoologiczne prowadzą szczegółowe księgi hodowlane, wymieniają się doświadczeniami i zwierzętami, aby zachować odporność populacji oraz jej stabilność genetyczną. To działanie, które nie ma rozgłosu, ale jest fundamentem programów ochrony.
Spór o Dublin Zoo jest natomiast odbiciem szerszej rozmowy, czy instytucje tego typu mają pozostać strażnikami zagrożonych gatunków, czy powinny przekształcić się w miejsca poświęcone jedynie lokalnym zwierzętom? Zwolennicy zmiany chcą prostoty i troski skupionej na rodzimych gatunkach. Zwolennicy obecnego modelu podkreślają znaczenie współpracy międzynarodowej i odpowiedzialność wobec zwierząt, które nie mogą wrócić do zniszczonych ekosystemów.
*
Dublin Zoo stoi dziś w punkcie, w którym każdy wybór niesie konsekwencje. Przyszłość tej instytucji będzie odbiciem wartości, które Irlandia chce postawić na pierwszym planie. Opieki nad własną przyrodą czy udziału w globalnej ochronie zagrożonych stworzeń? Warto uważnie obserwować, w którą stronę skieruje się ta rozmowa, choć w mojej ocenie, tak radykalna zmiana w przypadku wielu ogrodów zoologicznych, byłaby ogromną stratą. Bo gdzie kolejne pokolenia miałyby na żywo zobaczyć słonia lub lwa?
Bogdan Feręc
Źr. News Talk
Photo CC BY-SA 2.0 Sean MacEntee


