Irlandia znów staje się celem ekspansji gastronomicznej, tym razem nie chodzi jednak o kolejnego pubowego gastro-patriotę, tylko o niemiecką sieć fast food Doner Kebab (GDK). Firma ogłosiła, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat zamierza otworzyć na Zielonej Wyspie aż 30 restauracji, co według szacunków ma stworzyć 1000 nowych miejsc pracy. Pierwszy lokal zagości już pod koniec listopada w dublińskim centrum handlowym Liffey Valley, zatrudniając około 30 osób.
Za sterami irlandzkiej ekspansji stoi grupa Strava kierowana przez doświadczonego franczyzobiorcę fast foodów Rickeya Sharmę. To oni mają zadbać o to, by GDK rozgościło się w takich lokalizacjach jak Dundrum, Blanchardstown, Tallaght czy Cork i Galway. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już w przyszłym roku może powstać pięć kolejnych punktów, co przełoży się na 150 kolejnych miejsc pracy.
Dyrektor generalny niemieckiej sieci Simon Wallis chwali „siłę irlandzkiej gospodarki”, podkreślając, że rynek jest „dynamiczny i ekscytujący”. Nie sposób się z nim nie zgodzić, ponieważ Irlandia stała się w ostatnich latach prawdziwym kulinarno-korporacyjnym Disneylandem, do którego ustawiają się kolejki globalnych marek. Na horyzoncie już widać konkurencję: Slim Chickens, Wendy’s, Popeyes, Taco Bell i wygląda na to, że długa tradycja irlandzkich chipsów z octem trafi niebawem do rezerwatu UNESCO.
Wallis nie ukrywa, że kluczem do sukcesu mają być „świetne kampanie marketingowe” i „odpowiednie lokalizacje”, bo przecież nic tak nie przypomina o sile narodowej tożsamości, jak kebab dostępny na każdym rogu w pięć minut od Twojego domu.
*
Jeśli ten trend utrzyma się w dotychczasowym tempie, to sieci fast food nie tylko zniszczą i tak nienajlepszą irlandzką kuchnię, ale przy okazji mogą jeszcze wyrugować z rynku supermarkety. Po co gotować ziemniaki, skoro w trzy minuty można dostać kurczaka w pięciu sosach i bułce z sezamem? Po co robić zakupy, skoro można zamieszkać na stałe pod ladą w Taco Bell i żywić się ciągłym dopływem promocyjnych wrapów?
Jeśli więc Irlandia nie ma ochoty skończyć jako archipelag otwartych całą dobę kebab-drive-thru, to ostatni moment, by postawić sobie pytanie: czy chce być krajem Guinnessa i owsianki, czy krajem sosu czosnkowego, frytek i mięsa kręcącego się na patyku?
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Fot. CC Mr Ignavy