Coraz ciemniejsze chmury zbierają się nad Izraelem i nie chodzi tu o pogodę, lecz o międzynarodowe życie publiczne. Jeszcze niedawno podobne apele o wykluczenie Izraela z imprez sportowych czy kulturalnych były traktowane jako głosy marginalne, dziś nabierają powagi i rozgłosu. Na stole są już dwie bardzo symboliczne areny: piłkarska UEFA i muzyczna Eurowizja.
W Dublinie klub Bohemians wystosował list do władz UEFA, w którym razem z organizacjami FairSquare i Irish Sport for Palestine wprost zażądał natychmiastowego zawieszenia izraelskiego związku piłkarskiego. Pismo trafiło na biurka Aleksandra Ceferina i Theodora Theodoridisa, a w jego treści padły mocne słowa o „przemocy, śmierci i wywołanym przez człowieka głodzie” w Strefie Gazy. Autorzy listu przekonują, że Izrael łamie zasady FIFA i UEFA, rozgrywając mecze na terenach nieuznawanych za legalne oraz tolerując rasizm i dyskryminację w futbolu. To nie jest już tylko symboliczny apel, to poważne wezwanie do działania, które w innym kontekście doprowadziło do zawieszenia Rosji po inwazji na Ukrainę.
Także na muzycznym froncie toczy się od kilku tygodni gorąca batalia. Eurowizja, wydarzenie kojarzone z kiczem, światłami i niekończącymi się refrenami, stała się już jakiś czas temu polem międzynarodowego sporu. Co najmniej pięć państw od Irlandii, przez Islandię, po Hiszpanię zapowiedziało, że jeśli Izrael pojawi się na scenie konkursu, one z Eurowizji się wycofają. European Broadcasting Union przedłużył termin zgłoszeń, co wielu komentatorów odczytuje jako próbę kupienia czasu i złagodzenia konfliktu. Ale im dłużej czeka, tym bardziej rośnie presja, bo głosy artystów i nadawców publicznych są coraz donośniejsze.
Obraz jest coraz bardziej czytelny: Izrael nie tylko mierzy się z krytyką polityczną i dyplomatyczną, lecz także z realnym ryzykiem izolacji w przestrzeniach, które do tej pory udawały neutralne. Sport miał być ponad podziałami, a muzyka – świętem różnorodności, tymczasem obie sfery stają się lustrami wojny i polityki. Instytucje takie jak UEFA i EBU stają teraz przed trudnym wyborem: albo pozostaną przy dogmacie apolityczności, ryzykując masowy bojkot, albo wezmą stronę i wprowadzą sankcje wobec Izraela.
Izrael oczywiście broni swojego prawa do uczestnictwa. Podkreśla, że konkursy i mecze nie powinny być zakładnikiem polityki, ale coraz trudniej utrzymać tę narrację w obliczu rosnącej liczby ofiar w Gazie i międzynarodowych raportów o łamaniu praw człowieka. A presja nie pochodzi już wyłącznie od organizacji społecznych – to są głosy piłkarzy, nadawców telewizyjnych i całych rządów, które coraz śmielej mówią o bojkocie.
Sytuacja jest niebezpiecznie bliska punktu zwrotnego. Wykluczenie Izraela z Eurowizji czy UEFA nie tylko byłoby bezprecedensowym ciosem wizerunkowym, ale mogłoby otworzyć nową erę traktowania sportu i kultury jako narzędzi nacisku politycznego. Dla jednych byłby to krok w stronę odpowiedzialności za łamanie praw człowieka, dla innych – dowód, że polityka zatruwa już absolutnie każdą przestrzeń wspólnego życia.
*
Tak czy inaczej, jedno jest pewne: czarne chmury nad Izraelem gęstnieją i trudno dziś powiedzieć, czy uda się je rozwiać bez burzy.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Ian Hutchinson on Unsplash