Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Co z wynajmującymi? Irlandzka termiczna pułapka

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Skoro poprzedni rząd przeznaczył 2 miliardy euro na modernizację energetyczną domów, można by pomyśleć, że to początek zielonej rewolucji mieszkaniowej. Jednak teraz – po cichu – fundusz został poddany przeglądowi, a postawiono pytanie: dlaczego w ogóle tak mało osób z niego skorzystało?

Problem nie leży wyłącznie w braku świadomości czy lenistwie, a wręcz przeciwnie – dla wielu osób perspektywa poprawy efektywności energetycznej domu jest kusząca. Ciepły, dobrze zaizolowany dom to niższe rachunki, większy komfort i mniejszy ślad węglowy. Ale kiedy przychodzi do konkretów – wszystko się sypie. Była prezes Królewskiego Instytutu Architektów Irlandii Carole Pollard nie owija w bawełnę: „Obecnie korzystanie z tego rozwiązania jest bardzo trudne, ponieważ ludzie muszą płacić z góry za wykonanie prac”. I to nie są drobne kwoty, bo przy modernizacji typowego domu w stylu wiktoriańskim, klient musi wyłożyć nawet 150 000 euro z własnej kieszeni, mając jedynie nadzieję, że część tej kwoty wróci w ramach dotacji.

To „nadzieja”, więc nie to samo co „gwarancja”. System dopłat jest nieprzejrzysty, zbiurokratyzowany i obarczony niepewnością. Wielu właścicieli domów nie ma pojęcia, ile odzyskają, kiedy to się stanie i czy w ogóle uda im się spełnić wszystkie warunki formalne. Jak twierdzi Pollard: „Irlandia jest po prostu tak droga, że żądanie od ludzi podjęcia takiego ryzyka jest ogromną sprawą”.

Do tego dochodzi fundamentalna bariera: brak dostępnych wykonawców oraz ceny materiałów budowlanych, które w ostatnich latach szybowały w górę w sposób trudny do opanowania. Nawet jeśli ktoś ma odłożone 150 tysięcy euro (a mało kto ma), wciąż musi liczyć się z brakiem ekip i długimi terminami realizacji.

Czy wszystkich na to stać i co z rynkiem najmu?

Nie oszukujmy się – przeciętnej rodziny po prostu nie stać na wyłożenie takiej kwoty, nawet jeśli połowa miałaby wrócić z czasem w formie dotacji. A teraz postawmy pytanie, którego politycy nie zadają: Co się stanie z domami na wynajem, które rząd każe zmodernizować, ale których właściciele nie chcą lub nie mogą ponieść tak wysokich kosztów? Tu właśnie dochodzimy do realnego zagrożenia: właściciele domów to często osoby, które wynajmują jeden lub dwa domy jako inwestycję na emeryturę, więc docelowo, mogą zdecydować się na sprzedaż, zamiast inwestować setki tysięcy euro w modernizację. Dla wielu z nich będzie to bardziej opłacalne i znacznie mniej ryzykowne.

A co to oznacza dla najemców? Przede wszystkim: zmniejszenie podaży mieszkań na wynajem. Już dziś rynek najmu w Irlandii jest w stanie kryzysowym, ze stolicą na granicy załamania. Jeśli kolejne domy znikną z rynku, bo zostaną sprzedane po prostu dlatego, że ich właściciele nie chcą „pakować się” w modernizacyjne kłopoty, ceny najmu jeszcze bardziej poszybują w górę.

Kolejnym zagrożeniem jest przerzucanie kosztów modernizacji na najemców. Nawet jeśli właściciel zdecyduje się wykonać modernizację, będzie chciał odzyskać pieniądze, a najprostszą drogą do tego jest podniesienie czynszu. Dla wielu rodzin może to oznaczać utratę dachu nad głową albo konieczność wyprowadzki poza granice miast.

Modernizacja czy marginalizacja?

Zamiast zrównoważonego rozwoju, Irlandia może więc stanąć w obliczu nowej fali społecznego wykluczenia – tym razem energetycznego i mieszkaniowego. Ci, którzy mają środki, będą żyć w ciepłych, zmodernizowanych domach. Ci, których na to nie stać – będą żyli w chłodzie, płacąc wyższe rachunki i coraz wyższe czynsze. Teoretycznie modernizacja termiczna ma chronić środowisko i przynosić oszczędności. W praktyce – jeśli system wsparcia nie zostanie radykalnie uproszczony i upowszechniony – może doprowadzić do jeszcze głębszego podziału społecznego.

Bogdan Feręc

Źr. News Talk

Fot. CC BY-SA 4.0 Cjp24

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version