Irlandzki minister transportu Darragh O’Brien wydaje się żyć w rzeczywistości równoległej, gdzie 30-procentowe cła na unijne towary zapowiadane przez Donalda Trumpa nie wywołają wojny handlowej, a negocjacje zawsze kończą się happy endem. Na pytanie, czy decyzja prezydenta USA grozi eskalacją, O’Brien odpowiada niemal z błogością: „Szczerze mamy nadzieję, że nie”.
To brzmi tak, jakby na Titanicu ktoś radośnie powiedział: „Szczerze mamy nadzieję, że ta góra lodowa nas ominie, bo zawsze płynęliśmy bezpiecznie”.
Minister zapewnia, że UE i USA „cieszą się największymi relacjami gospodarczymi na świecie” i że „to korzystne dla obu bloków”. Niestety, w świecie Donalda Trumpa taka logika nie obowiązuje. Jeśli Trump potrzebuje narracji silnej Ameryki, w której Europa „płaci” za swoje nadwyżki handlowe, to cła staną się faktem – niezależnie od tego, ilu ministrów transportu zaklina rzeczywistość.
O’Brien podkreśla, że „cła nie przynoszą nikomu korzyści” i wzywa do kontynuowania negocjacji przed wejściem w życie taryf 1 sierpnia. Jednak ta retoryka brzmi jak mantra człowieka, który nie chce zauważyć fundamentów polityki Trumpa. Dla prezydenta USA cła to nie instrument równowagi gospodarczej, lecz narzędzie mobilizacji wyborców, pokaz siły i szantaż negocjacyjny w jednym.
Minister zapewnia, że Irlandia „była bardzo odporna po Brexicie” i dlatego przejdzie suchą stopą również przez amerykańskie cła. To kolejne niebezpieczne złudzenie. Brexit i taryfy Trumpa to zupełnie różne wstrząsy ekonomiczne. Brexit ograniczał handel z Wielką Brytanią, ale USA to największy inwestor bezpośredni w Irlandii. Jeśli europejskie towary staną się o 30% droższe, amerykańskie firmy mogą przenieść produkcję i inwestycje do USA, by uniknąć barier celnych. Ucierpią eksporterzy, ucierpią irlandzkie porty i firmy logistyczne, a finalnie – pracownicy i dochody budżetowe.
Minister O’Brien powtarza, że „negocjacje były dotąd pełne szacunku i uczciwe” i że nadal „jest czas na porozumienie”. Jednak jego słowa przypominają raczej modlitwę niż realistyczną ocenę sytuacji. W polityce handlowej Trumpa liczy się siła i strach przed amerykańskim rynkiem, a nie serdeczność czy szacunek.
Irlandzki rząd powtarza, że nie chce „katastrofalizować sytuacji”. To dobre PR-owe hasło, ale kiedy statek zaczyna tonąć, nie chodzi o katastrofizm, tylko o przygotowanie tratw ratunkowych. Tymczasem wypowiedzi O’Briena sugerują, że rząd wciąż liczy na to, iż wszystko samo się ułoży. Sytuacja z Brexitem nauczyła Irlandię, że bezkrytyczna wiara w logikę gospodarczą i dobro wspólne może być zgubna w starciu z twardą polityką. Cła Trumpa nie są mrzonką, są realnym ciosem, który uderzy w każdy irlandzki aspekt życia gospodarczego. I choć minister transportu może sobie powtarzać, że „cła nie są dobre dla nikogo”, prawda jest taka, iż są doskonałe dla polityków, którzy potrzebują wroga, narracji walki i wyborczego triumfu.
Bogdan Feręc
Źr. Independent