Lokale wyborcze w całym kraju zamknięto wczoraj o godzinie 22:00, kończąc tym samym dzień głosowania w wyborach prezydenckich. Oficjalne wyniki możemy poznać nawet dziś wieczorem, jak sugerowano tuż przed końcem głosowania, jedno wiemy bez czekania na obwieszczenie Komisji Wyborczej – frekwencja była wyjątkowo niska.
Jak poinformował korespondent polityczny stacji News Talk Seán Defoe „frekwencja była niska przez cały dzień i może to być najniższa frekwencja w wyborach prezydenckich, niższa nawet od 44 procent odnotowanych w 2018 roku”.
W hrabstwie Clare o godzinie 21:15 udział w głosowaniu wahał się między 42 a 46 procent. Urny zostały zapieczętowane i przetransportowane do punktów liczenia głosów, które rozpoczną pracę dziś rano o 9:00. Pierwsze wyniki spodziewane są wieczorem, prawdopodobnie między 18:00 a 19:00, choć proces może potrwać dłużej, jeśli pojawi się znaczna liczba głosów nieważnych.
Dzień wyborów upłynął bez większych emocji oraz incydentów wyborczych, gdzie musiałyby interweniować siły porządkowe. W wielu miejscach nie było kolejek, nie było także widocznego napięcia, które zwykle towarzyszy wyborom o dużej stawce. Wydaje się, że tym razem Irlandczycy zagłosowali raczej z obowiązku niż z przekonania i to nie wszyscy.
Niska frekwencja może być odczytana jako znak pewnego znużenia – nie tyle polityką, ile jej przewidywalnością. W wyborach, w których startowały dwie kandydatki, a wynik wydawał się przesądzony na długo przed otwarciem lokali, trudno było oczekiwać mobilizacji obywateli.
Być może Irlandczycy nie przestali wierzyć w sens głosowania, lecz po prostu mają dość politycznej szopki, w której coraz trudniej znaleźć prawdziwą debatę, a coraz łatwiej o wyreżyserowane gesty i retoryczną pustkę.
*
Frekwencja jest więc nie tylko liczbą, to diagnoza nastrojów społecznych. Natomiast dzisiejsze wieczorne wyniki, jeżeli się pojawią, powiedzą o Irlandii więcej niż wszystkie powyborcze analizy razem wzięte. Wydaje się, że przynajmniej niska ilość głosujących powinna być znakiem dla tzw. klasy politycznej, iż coś idzie w odwrotnym kierunku, niż powinno. A może właśnie o to im chodzi, żeby coraz mniej osób interesowało się ich poczynaniami, aby mogli bez problemów wyprawiać swoje brewerie nad państwami, którymi w imieniu mieszkańców mieli zarządzać?
Ja skłaniam się bardziej ku tej drugiej opcji, więc zwyczajowo namawiam do patrzenia politykom na ręce, bo połajanki w Internecie pod adresem rządzących – to jednak zbyt mało.
Bogdan Feręc
Źr. Breaking News
Fot. Dzięki uprzejmości stacji RTE


