Na dzień przed wyborami prezydenckimi Irlandia wydaje się dziwnie spokojna. Nie ma atmosfery politycznego napięcia, nie słychać wybuchowych debat ani obietnic, które zmieniałyby bieg historii. A jednak coś wisi w powietrzu, czyli poczucie, że tym razem to głosowanie może być bardziej symboliczne, niż wielu przypuszcza.
Nowy sondaż pokazuje, że Catherine Connolly, niezależna kandydatka z Galway jest na dobrej drodze, by już jutro zostać dziesiątą prezydentką Irlandii. Według badania opublikowanego na dzień przed wyborami Connolly może liczyć na 44% poparcia. Jej główna rywalka Heather Humphreys z Fine Gael uzyskała 25%. Około 10% respondentów wskazało nazwisko Jima Gavina – byłego trenera dublinerskiej drużyny GAA, który wycofał się z wyścigu kilka tygodni temu, a 21% pozostaje w tym sondażu niezdecydowanych.
Różnica 19 punktów procentowych na ostatniej prostej to dystans, którego w irlandzkiej polityce niemal nie da się nadrobić.
Catherine Connolly nie jest typową polityczką. Przez lata uchodziła za „niezależny głos Zachodu”, konsekwentnie trzymając się z dala od partyjnych struktur, a jednocześnie zyskując reputację osoby uczciwej, konsekwentnej i niezwykle pracowitej. W parlamencie zasłynęła z bezkompromisowych wystąpień w sprawach społecznych, praw kobiet i sprawiedliwości regionalnej. Dla wielu Irlandczyków uosabia styl polityki, którego od dawna brakuje w Dublinie: bezpośredni, szczery i pozbawiony partyjnego marketingu. Jej kampania była wyjątkowo spokojna, niemal pozbawiona sloganów i agresywnych haseł. Zamiast billboardów z uśmiechniętym wizerunkiem i hasłem o „nowej Irlandii”, Connolly stawiała na rozmowy, spotkania w małych miastach i autentyczny kontakt z ludźmi. W czasach, gdy polityka coraz częściej przypomina medialny show, jej styl okazał się czymś odświeżającym.
Dla Heather Humphreys – doświadczonej minister i reprezentantki Fine Gael kampania była natomiast biegiem pod górę. Choć ma za sobą wsparcie struktur partyjnych, jej przekaz nigdy nie nabrał emocjonalnego tonu, który mógłby porwać niezdecydowanych wyborców. Humphreys próbowała zbudować wizerunek „stabilności i doświadczenia”, ale w atmosferze tęsknoty za autentycznością te hasła brzmiały nieco zbyt urzędowo. Jej sztab liczył, że wyborcy wybiorą przewidywalność. Tymczasem Irlandczycy, jak się zdaje, wybierają osobowość.
Prezydent w Irlandii nie rządzi, ale reprezentuje. Funkcja, którą przez ostatnie 14 lat pełnił Michael D. Higgins ewoluowała z roli ceremonialnej – w moralny kompas państwa. To nie przypadek, że w sondażach największym zaufaniem społecznym cieszą się właśnie instytucje, które najmniej mówią o władzy. W czasie, gdy rząd zmaga się z kryzysem mieszkaniowym i podziałami społecznymi, ludzie szukają głosu, który łączy, a nie dzieli. Catherine Connolly od lat potrafi to robić i z jednej strony mówi językiem prostych ludzi, z drugiej nie ucieka od trudnych tematów. Gdy w Dáil poruszała kwestie migracji, mieszkań, nierówności czy centralizacji władzy, nie brzmiała jak aktywistka, lecz jak ktoś, kto po prostu mówi prawdę.
Jeśli sondaże się potwierdzą, Irlandia wybierze prezydenta spoza głównych partii politycznych. To znak głębszej zmiany. Od czasów Mary Robinson i Mary McAleese, aż po Higginsa, stanowisko prezydenta stało się azylem dla ludzi, którzy chcą widzieć w polityce coś więcej niż partyjną rywalizację. W tym sensie wybór Connolly byłby kontynuacją tej linii, więc Irlandii otwartej, ale krytycznej wobec własnych błędów, z ambicją mówienia wprost o tym, co boli.
Dla kobiet w polityce to również moment symboliczny: jeśli wygra, Catherine Connolly stanie się trzecią kobietą-prezydentem w historii Republiki, po Mary Robinson i Mary McAleese.
W piątek Irlandczycy pójdą do urn, by wybrać głowę państwa na kolejne siedem lat. Frekwencja będzie zapewne umiarkowana, bo nie ma w tej kampanii wielkich emocji ani dramatów, ale czasem właśnie w takiej ciszy rozstrzygają się najważniejsze rzeczy. Catherine Connolly może jutro zostać prezydentką już w pierwszym głosowaniu. Heather Humphreys potrzebowałaby natomiast cudu, ale niezależnie od wyniku, te wybory pokażą, że Irlandia nadal potrafi słuchać ludzi, którzy nie mają za sobą partii, ale mają coś znacznie ważniejszego – zaufanie.
A w kraju, gdzie polityka coraz częściej przypomina spektakl, może właśnie to jest największym zwycięstwem.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Fot. Fabcebook – Catherine Connolly for President