Chiny staną ością w gardle świata

Inflacja na świecie popycha Banki Centralne do działania, a te zapowiadają lub podnoszą stopy oprocentowania, co ma ustabilizować gospodarki.

Tym tropem nie poszły jednak Chiny i Pekin zadecydował, że zwalniającą gospodarkę należy pobudzić, więc iść w odwrotnym kierunku, by zwiększyć ilość zaciąganych kredytów, co w rachunku końcowym przyniesie zwiększenie tempa inwestycji. Tym samym w piątek zadecydowano, że w Państwie Środka obniżona zostanie referencyjna stopa dla kredytów hipotecznych.

Co ciekawe, gabinet w Pekinie nie idzie tylko w tym kierunku, bo zapowiedział wprowadzenie innych mechanizmów pobudzających gospodarkę, więc będzie więcej ułatwień dla biznesu, a i mogą pojawić się niskooprocentowane kredyty rozwojowe.

W pierwszym przypadku, czyli stopy oprocentowania kredytów hipotecznych Chiny chcą pobudzić sprzedaż mieszkań, co napędzać ma sektor budowlany, a w drugim, zepchnąć całą gospodarkę państwa ze ścieżki spadków. To oczywiście ruch, który może kosztować chiński budżet nieco pieniędzy, ale uważa się, że przyniesie oczekiwane rezultaty, zgodne z zasadami ekonomii.

Jako zwolennik gospodarki rynkowej muszę przyklasnąć pomysłowi Chin, gdyż to wręcz doskonała wiadomość dla mieszkańców tego kraju. Do tej pory świat boryka się z inflacją, nikt właściwie nie umie sobie z nią poradzić, a rządy biernie przyglądają się sytuacji i bajają o przyszłości, jako o okresie, gdzie poprawa sytuacji będzie widoczna. Do tego wszystkiego niewiele robi się zakresie ułatwień dla społeczeństw, czyli rządy mówią, że nie są odpowiedzialne za kryzys, ministrowie zamykają się w swoich gabinetach i czekają na lepsze czasy. Te oczywiście nadejdą, bo to też jedno z prawideł rynku, ale wyprzedzić ten krok postanowiły Chiny, które nie chcą tracić czasu. Tak strata czasu, to odpowiednie określenie, gdyż to, co proponuje się np. w Europie, w tym w Irlandii, wyłącznie odsuwa nas od powrotu na ścieżkę intensywnych wzrostów ekonomicznych i spadku inflacji.

Jeżeli przyjrzymy się, nawet pobieżnie sytuacji krajów Zachodnich to zaproponowały one wyższe obciążenia podatkowe dla firm, czyli podnoszą m.in. podatek korporacyjny, ale i podnoszą lub planują podnieść stopy procentowe, jak Europejski Bank Centralny i jego oddziały krajowe.

Co w ten sposób uzyskają? Niższe zainteresowanie kredytami, a dla osób, które takie już zaciągnęły, drenowanie ich kieszeni, więc odbieranie środków na inne cele. Sytuacja będzie więc wyglądać tak, że pieniądze, które z naszych portfeli mogłyby zostać wpompowane do gospodarki, trafią do rąk banków, czyli nie zarobi nikt.

Gdyby jednak iść drogą Państwa Środka, na naszych kontach pojawia się znacznie więcej pieniędzy, co podnosi dochód rozporządzalny i możemy sobie w takim przypadku pozwolić na dodatkowe zakupy.

Konsekwencja takiego działania jest jedna i oznacza pobudzenie ekonomii całych państw, bo przecież stać nas jest wtedy na wakacje, wyjście do kina, kawiarni, restauracji, z czego powinni cieszyć się ministrowie finansów, bo za sprawą wyższych wydatków lokalnych, więcej pieniędzy z opodatkowania trafia do Skarbu Państwa, a firmy notują rozwój.

Tak się nie dzieje w skostniałych strukturach Zachodu, nie wyłączając z tego jeszcze bardziej skostniałej i komunizującej od lat Unii Europejskiej, a dla Brukseli ważniejsze jest podniesienie stóp procentowych i obciążeń fiskalnych dla pół miliarda jej obywateli, niż pokazanie światu, że i w Unii ma ktoś ekonomiczny rozum.

Niestety stawanie w poprzek ekonomii od lat charakteryzuje UE, co widać jak na dłoni, a teraz unijne struktury będą zmuszone mierzyć się z decyzją Chin i kością w gardle stawać będą Brukseli decyzje Pekinu.

I bardzo dobrze, bo może nareszcie do kogoś dotrze, że nie tedy droga, a pobudza się gospodarki, obniżając podatki i kredyty, czyniąc je tańszymi, nie zaś podnosząc stopy i obciążenia fiskalne.

Bogdan Feręc

© POLSKA-IE: MATERIAŁ CHRONIONY PRAWEM AUTORSKIM.
ZNAJDŹ NAS:
Tworzy się koalicja
Amnestia dla wojsk b