Chińska ekspansja motoryzacyjna nabiera rozpędu. BYD – gigant elektryków i hybryd – nie zwalnia tempa, mimo barier stawianych przez Unię Europejską. Firma zapowiedziała właśnie, że do końca roku otworzy ponad 1000 salonów w 32 krajach Europy. To ruch, który wstrząśnie rynkiem zdominowanym dotąd przez Volkswagena, Stellantisa czy Renault.
Jeszcze dwa lata temu BYD oferował w Europie zaledwie sześć modeli. Dziś – aż trzynaście. Najnowsza perełka to Seal 6 DM-i Touring, hybrydowe kombi plug-in o imponującym zasięgu 1350 km na jednym tankowaniu i ładowaniu. Chińczycy trafiają w samo sedno – łączą nowoczesność z praktycznością, omijając cła na auta elektryczne, które miały zahamować ich marsz na zachód. Podczas gdy w Chinach trwa brutalna wojna cenowa między producentami EV, w Europie trwa inny dramat – obrona rynku przed azjatycką falą. Bruksela wprowadziła cła na chińskie auta elektryczne, ale BYD i inni producenci znaleźli lukę: stawiają na hybrydy i silniki spalinowe, a do tego tworzą lokalne partnerstwa sprzedażowe i przygotowują się do produkcji na miejscu.
Efekt? Coraz mocniejsza pozycja w krajach, które dotąd wiernie wspierały własnych producentów. W tle majaczy strach, że chińskie auta mogą zrobić z europejskimi markami to, co azjatyckie elektroniki zrobiły z europejskimi telewizorami – czyli w kilka lat zepchnąć je na margines.
Volkswagen – symbol niemieckiej motoryzacji – odpowiada desperacko, próbując zejść z cen. W planach ma elektrycznego Polo za mniej niż 25 000 euro i nową bateryjną wersję popularnego SUV-a T-Cross. Skoda także pokazuje swoje tańsze modele. Ale to przypomina bardziej defensywę niż prawdziwą ofensywę.
Oliver Blume, szef Volkswagena, stara się tonować nastroje i podkreśla, że celem firmy jest „dostarczanie ludziom technologii”. W praktyce jednak przyznaje, że 15-procentowe cła między UE i USA wciąż są ciosem dla branży i że trwają negocjacje o rekompensaty za inwestycje w Stanach.
Chińskie marki – BYD, Xpeng, Leapmotor – nie znają jednak sentymentów. Wchodzą na europejskie salony z najnowszymi modelami, gigantycznymi budżetami i jasnym celem: przejąć rynek. Europa, przywiązana do swoich regulacji, limitów i Zielonego Ładu, wydaje się działać bardziej jak hamulcowy niż innowator. Tym samym wojna o przyszłość motoryzacji już się rozpoczęła. Pytanie, czy Volkswagen, Stellantis i reszta europejskich gigantów przetrwają starcie z chińskim smokiem, który właśnie rozwinął skrzydła nad Europą…
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Photo by Michael Förtsch on Unsplash


