Site icon "Polska-IE najbardziej politycznie-społeczno-gospodarczy portal informacyjny w Irlandii
Reklama
Reklama

Bogaci na papierze, zmartwieni w portfelach. Irlandzkie gospodarstwa domowe w pułapce statystycznego dobrobytu

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Irlandia wygląda dziś w statystykach jak młody tygrys Europy. Cyferki błyszczą jak dopiero co wypolerowane rodowe srebra, a majątek gospodarstw domowych skoczył z 573 miliardów euro w 2014 roku do 1,32 biliona w roku ubiegłym. Maklerzy z Davy’ego przewidują, że do 2035 licznik znów pyknie, a tym razem w okolice 2,6 biliona. Brzmi jak sen, choć dla wielu rodzin przypomina to raczej hologram, bo widzisz, ale dotknąć nie możesz.

W raportach rysuje się najbardziej klasyczna z irlandzkich opowieści: odporność, zaradność, oddech po kryzysie finansowym, który wbił nas w glebę dekadę temu. Problem tkwi w tym, że lwia część tego „bogactwa” to po prostu rosnące ceny domów. W praktyce oznacza to, że przeciętna irlandzka rodzina nie stała się dwukrotnie bogatsza. Stała się właścicielem dwukrotnie droższych czterech ścian.

Davy pisze dyplomatycznie, że akumulacja majątku niezwiązanego z nieruchomościami „pozostaje w tyle”. Mówiąc wprost, ludzie mają domy, ale nie mają kapitału, który pozwala swobodnie oddychać, zainwestować, odłożyć i się zabezpieczyć na czarną godzinę. System emerytalny wygląda jak niepodpięta ładowarka, bo niby jest, ale nie działa tak, jak trzeba. Deficyt emerytalny szacowany na 250 miliardów euro w 2024 roku to suchy komunikat, za którym stoi raczej niekomfortowa wizja starości wielu starszych osób, które pracowały na wyspie kilkadziesiąt lat.

To samo dotyczy rynków finansowych i przedsiębiorczości. Mamy oszczędności na europejskim poziomie, lecz niechęć do ryzyka nadal trzyma większość rodzin na uboczu strumienia, w którym płyną realne zyski. Wciąż za mało inwestujemy, za mało dywersyfikujemy, za bardzo opieramy życie na jednym aktywie, czyli własnym domu, który przez dekady stał się narodową relikwią i ikoną bezpieczeństwa. Piękna tradycja, lecz ekonomia nie ma zwyczaju wzruszać się sentymentami.

Wśród 1,9 miliona gospodarstw domowych jedynie 75 tysięcy można uznać za naprawdę zamożne, bo reszta nadal zbiera na poduszki bezpieczeństwa, więc fundusze awaryjne, składki emerytalne, zdolność poradzenia sobie z nagłym życiowym zakrętem. To jednak codzienność, która nie pasuje do statystycznych fajerwerków.

Nie znaczy to jednak, że przyszłość rysuje się w ponurych barwach. Strukturalny wiatr wieje w plecy, więcej jest seniorów z ustabilizowanym majątkiem, rosnąca podaż nieruchomości, solidne dochody windujące ceny domów. Wszystko to tworzy obraz kraju, który na papierze faktycznie zmierza do ligi najzasobniejszych w strefie euro. Jednak gdzieś między tabelami a rzeczywistością pojawia się dysonans. Ludzie nie czują się bogaci, bo ich bogactwo ma formę cegieł, a nie swobody. Po odliczeniu ceny domu, po utworzeniu bufora gotówkowego i zabezpieczenia emerytalnego, zostaje znacznie mniej, niż obiecują optymistyczne wykresy.

Irlandia może dziś wyglądać jak młodsza kuzynka Szwajcarii, ale przeciętna rodzina nadal żyje od rachunku do rachunku, próbując się jakoś przebić przez dekadę inflacji, kryzysów i skoku cen mieszkań. Statystyka łasi się i mruga, ale codzienność w kuchni i salonie jest surowa, bo to paradoks naszych czasów – kraj jest bogaty, ale ludzie niepewni jutra. I całe to papierowe bogactwo faluje na wietrze jak flaga, która wygląda dumnie, dopóki nie podejdziesz i nie zauważysz, że materiał już trochę się pruje.

Bogdan Feręc

Źr. RTE

Photo by Alex Houque on Unsplash

© WSZYSTKIE MATERIAŁY NA STRONIE WYDAWCY „POLSKA-IE” CHRONIONE SĄ PRAWEM AUTORSKIM.
Reklama
Reklama
Reklama
Exit mobile version