Choć ogólny wzrost cen nieruchomości w Irlandii lekko wyhamował, najnowsze dane CSO pokazują coś, czego wielu kupujących domy już dawno się domyślało: największe zwyżki nie dzieją się w stolicy, ale tam, gdzie jest szybki do niej dojazd. Regiony leżące wzdłuż głównych korytarzy transportowych – szczególnie przy autostradach M6 i M7 – stały się dziś nową linią frontu wzrostu cen.
W Laois, Longford, Offaly i Westmeath, czyli w sercu kraju, skąd w godzinę lub dwie można dojechać do Dublina, ceny domów wzrosły o 12% w ciągu roku. W hrabstwach Clare, Limerick i Tipperary, więc w regionie Mid-West, odnotowano wzrost na poziomie 10,6%. To nie przypadek. Wzdłuż autostrad M6 i M7 powstał pas nieruchomości napędzany prostą logiką: jeśli nie da się kupić lub utrzymać domu w stolicy, kupuje się przy trasie, którą da się rano dojechać do miasta.
W skali kraju ceny domów są dziś o 21,9% wyższe niż w szczycie boomu sprzed kryzysu finansowego. Poza stolicą sytuacja jest jeszcze bardziej dynamiczna i ceny są tam prawie o 25% wyższe niż w czasach Celtyckiego Tygrysa. W Dublinie dla porównania – wzrost wynosi „zaledwie” 7,2% względem 2007 roku. Dane CSO pokazują również, że poza Dublinem ceny rosły o 8,9% na początku roku i o 9,2% w sierpniu – czyli tempo przyspiesza, zamiast spowalniać.
Ekonomista Austin Hughes zwraca uwagę, że ogólnokrajowy spadek inflacji cen nieruchomości – z 8,3% do 7,4% – wynika wyłącznie ze spowolnienia w stolicy. W Dublinie dynamika cen spadła z 7,6% do 5,3%. Przyczyny są dwie: ograniczona dostępność mieszkań i większa podaż nowych budynków w niektórych częściach miasta. Co ciekawe, aż połowa nowych domów sprzedanych w pierwszych ośmiu miesiącach 2025 roku w Dublinie to nowa zabudowa, czyli część presji cenowej została rozładowana na miejscu, ale reszta po prostu przesunęła się geograficznie.
Interesujące jest, że liczba domów kupionych przez osoby nabywające nieruchomość po raz pierwszy wzrosła o 10,6% rok do roku i wyniosła 11 905 w pierwszych ośmiu miesiącach 2025 r. Jednak wielu z tych kupujących musiało przenieść się daleko poza swoje rodzinne miejscowości – tam, gdzie jeszcze niedawno mieszkania były „dla dojeżdżających”.
Jak zauważa Trevor Grant z Irish Mortgage Advisors, dawniej przystępne cenowo regiony zaczynają znikać z mapy dostępności. Nawet jeśli tempo wzrostu cen lekko spada, poziomy, które już osiągnięto, są dla wielu barierą nie do pokonania. Utrzymujący się popyt i ograniczona podaż to nadal główna siła napędowa. Grant podkreśla, że bez znaczącego przyspieszenia budowy mieszkań sytuacja nie zmieni się sama, a ceny będą rosły dalej – szczególnie wzdłuż kluczowych tras dojazdowych. Wezwał jednocześnie rząd do odświeżenia strategii „Housing for All” i przyjęcia podejścia dostosowanego do warunków w poszczególnych hrabstwach. Jeśli plan budowy nie nadąży za ruchem mieszkańców w kierunku autostrad, nawet dojeżdżanie do nich stanie się luksusem.
Opublikowane dane pokazują jasno: rynek nie kieruje się granicami administracyjnymi, ale dojazdem do pracy, łącznością i infrastrukturą. To nie miasta rosną, tylko komunikacyjne korytarze, a tam, gdzie jest węzeł, zjazd lub szybka linia – tam ceny pną się najszybciej. Wygląda więc na to, że w tej dynamice nie chodzi już o „ułatwiony dostęp do stolicy”, tylko o nowy podział kraju według tego, jak szybko można wrócić na autostradę.
Bogdan Feręc
Źr. Independent
Fot. CC Sarah777